wtorek, 25 lutego 2014

Z pracy wyleciałam punkt 16.oo, bo oczywiście zamówienie na fajrant wpłynęło i parę innych szitów. A bo nie wspomniałam, że po 15.oo planowałam się ulotnić. No co! Przed 14.oo mogłabym, ale nie wypada bladym świtem Kurporacji opuszczać.

Sałatki w Lidlu nabyłam na jutro, mięsny zaliczyłam, odrobiłam ze starszym lekcje, upiekłam ciasto, wyprasowałam i pranie zrobiłam. Odżywkę na włosy nałożyłam i czekam.... może nie wypadną.

I jeszcze pieczarki na jutro przypaliłam.

I jeszcze poczytam.

Ileż rzeczy można zrobić wychodząc o normalnej godzinie z pracy....

Ileż rzeczy można zrobić chodząc do pracy....
I na co ja ryczałam, że dzieci zostawiam z obcą osobą. Że to nie moment na dostanie pracy, jak i tak już tyle siedziało się w domu. Pół roku dłużej różnicy nie robi.

No na co tyle nerff straciłam?

Było wieki wcześniej podjąć tę decyzję.

Niania dawno z Kubusiem poszła ( czasem odbiera go z przedszkola razem z Młodszym i przychodzą do nas- od niemowlaka go niańczyła).

Nie pamiętam za bardzo w jakim celu roletę w łazience podniosłam. I aż oczy przetarłam. To ja mam jakiś widok za oknem? Okazało się, że tak. Podwórko teściów, drzewo, dom Sumsiadki.

Młodszy mnie uświadomił, że pani Efa się obsłużyła w środkach czystości i umyła okno + wannę. I nawet się nie pochwaliła.

Mam nadzieję, że się jutro rozpędzi i salon z dziecięcym zaliczy. Do sypialni nie wchodzi.

A tak na poważnie, to bardzo mnie to czyste okno zaskoczyło. Nie musiała przecież.

No chyba, że zastanawiała się, na którą stronę wychodzą okna i postanowiła najmniejsze umyć.

Tak czy siak taka niania to skarb. Ogarnie, lekcje pisemne z dzieciakiem odrobi, obiad ugotuje...

Szkoda, że tylko do sierpnia. Bo mam nadzieję, że mi nie zwieje wcześniej.

czwartek, 20 lutego 2014

Kolejny ciężki dzień.

Jak wleziesz w gówno, to potem ciężko strzepnąć z buta!

Bakteria znowu w wodzie grasuje. Drugi palec mi się zaczyna pieprzyć.

To na tyle.

PS Dowiedziałam się dzisiaj, że do końca roku pracę mam.


środa, 19 lutego 2014

Dzisiaj miałam kiepski dzień. 

Nie dość, że spałam na stojąco, to jeszcze same gówna zaczęły wypływać.

Najpierw się okazało, że cysterna nie podjechała na załadunek. I jakby nie patrzeć, towar na czas nie dojedzie do klienta. Cały dzień przepychanek, a na koniec i tak wyszło, że dojedzie z opóźnieniem.

Tłumaczenie Tekli, że będzie opóźnienie . O dziwo milczała dzisiaj. Jutro pewnie zacznie się atak in English.

Mój ulubiony spedytor nawalił. Bardzo.

Potem Ulubieniec jednak podpieprzył mi towar.

A potem trzeba było jeszcze wcisnąć w grafik dziesięć ton. I się dało, ale łatwo nie było.

A na sam koniec zaczęłam się obawiać czy mój kierowca oby bez papierów jakimś cudem nie opuścił zakładu.

Przed osiemnastą byłam w domu.

wtorek, 18 lutego 2014

Niania była. Dzieci niby grzeczniejsze. ( W końcu postraszyłam siedzeniem w instytucjach do godzin wczesno-nocnych.)

Pojawił się u mnie... powtarzam... U MNIE... badyl. Bezczelnie rozpanoszył się na kolumnie pod tv ( dobrze mu tak, długo w tym miejscu nie pociągnie ).

Cóż. Urodziny Ślubnego.

Wracam do chałupy, po konkretnym wymacaniu cycków przez głowicę łu-łes-gie. Już po zagęszczeniu parkingu pod domem widzę, co się ma na rzeczy. Teście na kawce. Akurat kupiłam tort. Akurat mój wzrok padł na dwie, DWIE róże. Akurat zahaczyłam okiem o... no właśnie... o to coś z liśćmi na boki a po środku czerwony odwłok.

Cóż. Nawet nerff mnie nie dopadł, tak jak za każdym razem.

Czyj badyl jest? Ślubnego!

Kto powinien dbać o swą rzecz? Ślubny!

Kto zapomni podlać rzecz? Ślubny!

Gdzie rzecz stoi? Pod tv. A tam nie wiem czemu przecudne kwiatuszki bardzo szybko opadają z sił.

Niech se kwiatek stoi.

PS. Po konkretnym wymacaniu ex-mleczarni, ex-mleczarnia boli.
Dwa, to mam jakiegoś guziola i powiększone węzły chłonne. Ponoć taka ich uroda, bo oby dwa są powiększone tak samo.
Trzy, nie co rok na badania, jeno co pół. Bom naznaczona przez geny rodzinne.

Ot i tyle. Po diabła tyle nerff?????
W pracy zaczęło iść gładko, co oznaczało, że wyrobię się z dokumentami i zdążę do lekarza.

I jak już się tak piknie układało, jak procedura przez moje i Łysego nieporozumienie była przyspieszona o całe trzydzieści minut..... przyszedł kierowca z pytaniem Kiedy zaczną mnie ponownie ładować, bo jakieś dwie godziny temu był telefon, że mają przestać? Że co!!!!! ŻE CO!!!!!!!

Potem życzliwy Mój Ulubieniec podpierdolił mi to co było dla mnie. A właściwie zanim kierowca przyszedł z pytaniem. Kierowca go wybawił, bo poleciałam z pianą na pysku na plac.

Ulubieńcowi tylko wplatałam resztki złośliwości między syk wydobywający się drukowanymi literami z mych ust, a składający się z delikatnego napomknięcia jak będziemy rozmawiać, jak dla mnie zabraknie towaru.

Nie minęła godzina... dotarło co powiedziałam do zakutego łba Ulubieńca....i przylazł się "upewnić" czy przy takich i takich ilościach, przy ilościach potrzebnych p. A, przy moich załadunkach, dla niego starczy.

Wyszło, że starczy. Jak nie, będzie wojna!

Ulubieniec kuźwa. Jak na takich patrzę, a co gorsza jak ich słucham, jestem w stu procentach za aborcją.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Niania chce zrezygnować. Dzieci są za żywe.

Nosz kuźwa, martwe mają być!

Wczoraj ferie się skończyły i chyba logiczne, że będę jej potrzebować. Zwłaszcza, że tak się umawiałyśmy. Dzwonię w niedzielę, żeby dogadać się co do godziny. A ona zdziwiona, i że wnukami się zajmuje. I że nie wie czy da radę

A dzisiaj rano jak wiozłam Starszego do szkoły, to szła z wózkiem głębokim. A takiego małego wnuka nie ma. Ale ma się takim maluchem opiekować od sierpnia, września - uprzedziła na samym początku. Uczciwie. I pewnie dzisiaj też się zajmowała.

Jutro ma niby przyjść. Tzn odebrać jednego z przedszkola, drugiego ze szkoły.

Zaraz powinna zjawić się po klucz. Zaczynam się obawiać, czy przyjdzie.

I znowu nerwówka...

piątek, 14 lutego 2014

Wczoraj w pracy ogłosili, że jest całkowity zakaz używania wody pitnej ( z kranu) do celów spożywczych nawet po przegotowaniu. Naczyń też nie można w niej myć nawet po przegotowaniu. O dziwo można się kąpać. Pod warunkiem, że nie ma się naruszenia ciągłości tkanki skórnej.

Otóż ja mam śmierdząco - sączący się paluch.

Poleciałam do lekarza. Dostałam maść z antybiotykiem.

Wymazu nie zrobiłam, bo po użyciu maści badanie może być zakłamane. I mało skuteczne. Super kurwa!

Na szczęście z palcem lepiej.

Ale widziałam zdjęcia w necie, co potrafią te bakterie... Wybroczyny krwiste....

Morfologia o dziwo ok. Mimo fatalnego samopoczucia. Włosów staruszki. Paznokci łamiących się na zawołanie. Wiecznego, wręcz przewlekłego zmęczenia.

I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno włosy i paznokcie były moim atutem. Silne, mocne, grube....

środa, 12 lutego 2014

W poniedziałek nakitowałam dermatolog, że mi palec gnije. W celu natychmiastowego przyjęcia.

Dzisiaj palec zaczął śmierdzieć. Pokarało!

Niby jeden z najgorszych rodzajów egzemy. Mydełko za 75 zyla. Maść sterydowa. Maść konopna.

Wymazałam z pamięci nieplanowany wydatek. Po co się wkurwiać!!!

Wracając do palca. Śmierdzi. Mniej lub bardziej, ale wali. I jeszcze płaszczyk mój kciuk sobie zafundował. Wygląda jak skóra płaza jakiegoś. Kameleona czy jaszczurki. Tylko kolor żółty-brąz.

Ohyda.

Wykonywanie najprostszych czynności kończy się pękaniem pancerza. Jakoś nie widzę szybkiego wyleczenia :(

A jak mi go upie.... odetną?

czwartek, 6 lutego 2014

Dałam sobie odebrać jedną czwartą mądrości. Ale z drugiej strony, co to za mądrość, która pozwala na częściowe usunięcie siebie?

I jeszcze dohtor z tą wielgachną igłą nie w tę mądrość, którą zaplanowaliśmy wycelował. Rabanu łapami narobiłam, czyli krzyczałam milcząc = bezcenne dla faceta.

No i wycelował w dolną, prawą ósemeczkę. Bałam się jak cholera tego znieczulenia, bo co życzliwsi zdążyli mnie nastraszyć. I nie, że tylko na Ciebie Loff zganiam, bo większą część odwaliły babsztyle z pracy. Do tego stopnia, że nastawiłam szefa, że może się zdarzyć, że mnie nie będzie. A szef też akurat urlop miał zaplanowany.

8.2o usiadłam na fotelu. Po zaliczeniu apteki, zakupu mięsa i dostarczenia go niani, w pracy byłam o 9.3o. Ucho mi znieczuliło i dziwne uczucie miałam, gęba też pod wpływem znieczulenia dziwnie się zachowywała, ale było wsjo ok. Ibuproma zapodałam i ból minął.

A mądrość była pokaźna. Z wrażenia zapomniałam wspomnieć, że ja ją na wynos poproszę. I nie poprosiłam. Ale mam drugą szansę, bo lewa dolna też do wywalenia.

Po wyrwaniu zęba dohtor wyciął sporą część dziąsła. Taki stan zapalny miałam.

A potem zaczął kręcić, co do ceny. Niby byliśmy umówieni na 150 zyla, ale że on nastawiony na drugi, a tamten zdecydowanie droższy będzie, bo bez nacięcia dziąsła i dłutowania się nie obejdzie, zaczął cenę pod droższą opcję podciągać. Wyjęłam 150, położyłam i podziękowałam. Zszokowany nie zareagował.

środa, 5 lutego 2014


Dzieci śpią od doooobrej godziny. Nagle schodzi z łóżka Starszyzna. Zaspany, nie bardzo kumający.

W tym samym czasie, ja przenosiłam swe dupsko w rejon kuchni. Spojrzałam w stronę Terrorista.

I biegiem w jego stronę.

Otóż moje dziecię otworzyło swą szafę. I byłam święcie przekonana, że zasikał już połowę spodni, które są na dolnych półkach.

Wybudzone moim dzikim okrzykiem dziecię, ofukało mnie i wnerwione podreptało do toalety.

****

A mojej Loff jebły dzisiaj chrystusowe....

wtorek, 4 lutego 2014

Dzisiaj też o dziwo o 16.oo śmigałam po błocku w stronę Myszy, która już raczej nie szara a błotnego kolorytu nabrała. Załadunek co prawda trwał długo, ale szybko zaczęli. I wyszłabym o 15.oo, ale obudzili się wszyscy i mailami zasypywali skrzynkę. I wszystko na wczoraj. A jak w godzinach rannych pisałam w łobcym języku, to cisza była. A bliżej południa to się już pokładałam na biurku, takie zmęczenie mnie dopadło. Potem było tylko gorzej.

No ale... wyszłam przecie, to co się rzucam.

Wyszłam i zaraz do dentysty z Młodszym. Starszy z nami, bo miałam niecny plan wpakować go na fotel w celu zlokalizowania dziur ewentualnych. I się udało. Niestety ma dwa robale. Pocieszające, że pracuję z mężem pani doktor i to, że kiedyś też pracowałyśmy w tej samej instytucji. A co za tym idzie, Katek będzie miał te dwa robale wypędzane całkiem bezpłatnie. Pani doktor raz w tygodniu jest w szkole i weźmie Katka na szkolny fotel dentystyczny.

I jeszcze siedem, a może sześć ( i tak za dużo!!!!) przed Młodszym. Płatnie. Niestety.

A moje lumpy na wizytę u Pani Od Ząbków odwalili się w marynary i świeżo nabyte przeze mnie wczoraj w Lidlu błękitne dżiny. Dida dorzucił w pakiecie muszkę, którą wydębił od dziadka. Istny cyrk.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Właśnie wepchnęłam w siebie kinder bueno i bounty. A co tam, że po kryjomu przed dziećmi. Coś mi się na nadchodzący łokres należy! Zresztą śpią.

Udało mi się wyjść z pracy przed 16.oo. punkt 16.58 z siatami zakupów wpadłam do domu. Niezły rezultat patrząc na ostatnie tygodnie. Szkoda, że Ślubny w delegaci. Zakupy by mnie ominęły.

Niania po 4 godzinach w sobotę, dziś tak na prawdę przeszła test. Cały dzień wytrzymała, ugotowała obiad i jeszcze z odkurzaczem latała ( z relacji Didy wiem o odkurzaczu ). Dida zachwycony. Katek... cóż... chwilowo testuje. I denerwuje. Ale też chyba ją lubi. Dużo się z nimi bawi.

Zapowiedziałam w pracy, że jutro najdalej 16.30 wychodzę, bo młodszy ma dentystę. I może się palić i walić. Nie zostanę. Szef z uśmiechem na twarzy ochoczo się zgodził. ( W końcu nie miał wyjścia.)

A w środę idę na angielski. I właśnie sobie uświadomiłam, że nie wiem na którą. Fak! I nie mam numeru do babki. Fak! Fak!

Wygląda na to, że mam robotę w necie od rana. Żeby przypadkiem się nie przepracować.