niedziela, 13 lipca 2014

Nie ma jak to sobie samej zrobić prezent na urodziny.

Wiecie, jeszcze ktoś w gust nie trafi.

No to sama sobie fundnęłam:
- ból głowy,
- okres + ból brzucha,
- ból kręgosłupa,
- ból ucha z całkowitym zapchaniem.

Bo prezenty to trzeba sobie umieć wybrać, nie?


sobota, 12 lipca 2014

Kondycję to muszę przyznać, mam do dupy.

Jeszcze rok temu upieczenie dwóch ciast i w miarę ogarnięcie powierzchni rzucających się w oczy ( w szafy i szuflady się nie zagłębiałam, a też powinnam ), plus latanie do piwnicy w celu powieszenia i kolejnego wstawienia prania, nawet zadyszki bym nie dostała. Mało tego! Więcej bym przez tyle godzin zrobiła!

Korporacja zabrała mi kondycję.

Ja zabrałam dzisiaj Ślubnemu radość ze zlotu kuzynów. Miałam jechać, ale zrobiłam jazdę. Babci oznajmiłam, że gdyby dzieci chciały wrócić jednak do domu, to ja jestem pod ręką. Nikt nie będzie potem miedzy wierszami przemycał wypomnień, że się bawiłam podczas, gdy oni byli umęczeni dziećmi. Mimo że wiem, że chętnie się nimi zajmą, bo ostatnie tygodnie mało mieli dzieciaki. Ale wypomniane będzie. Może za pół roku, może za rok, ale będzie. Walę to. Nie dam okazji. W końcu się nie bawię, tylko jestem dom dalej i czekam w gotowości jakby jednak któryś zapragnął wrócić.
Nie zapragnie i też to wiem. Ale jestem.

I mam poczucie, że nie zmarnowałam czasu na gadanie w pijackim widzie, tylko mam dwa ciasta. I mam w miarę posprzątane.

Ciasta mam, ale jednak wolałabym nie mieć gości. Co to dla mnie dwie blachy! Może jednak nie przyjdą. No chyba, że Loff. Ta może zawsze. Ale szafki kuźwa demontuje. Nie przyjdzie. Wiem.
Telefony też mogli by ograniczyć do jednego zbiorczego. Urodziny w końcu nie są po to, żeby być ciągle odrywanym od swoich zajęć w celu odbierania w kółko dzwoniącego telefonu. Kilka z tych telefonów cieszy. Reszta utrudnia dzień.

Wiem dziwna jestem. Ale taka jestem. jak się komuś nie podoba.... wcale się nie proszę.

piątek, 11 lipca 2014

Wizyta w szpitalnym gabinecie zaliczona.

Okulistka celowo wyolbrzymiła, bo rodzice często bagatelizują.

I faktycznie dno oka jest wklęśnięte czy jakoś tak, ale może to być taka uroda oka ( badający lekarz sam ma taką urodę, ale nic mu nie dolega ), bo jakby był obrzęk mózgu, to raczej by widziała.

We wrześniu jeszcze raz do niej do szpitala, a potem mieć już termin do neurologa.

Dzisiaj Bartek dzielnie trzymał mocz do badania usg. Pęcherz pięknie zapełniony.
Brzuch ok od środka. Nerki też.
Usg tarczycy ok.

Dzisiaj go nawet głowa nie bolała.

środa, 9 lipca 2014

Wczoraj badanie krwi i rentgen zatok.
Dzisiaj okulista
Jutro w szpitalu badania oczu na lepszym sprzęcie.
W piątek usg brzucha.

Bartek od dłuższego czasu narzeka na ból głowy. I na ból brzucha.

Okulistka stwierdziła, że i tak do neurologa będzie trzeba się wybrać.

A na skierowaniu zaznaczyła PILNE.

Martwić się? Bo chyba jeszcze nie dociera do mnie...

czwartek, 3 lipca 2014

Zdążyłam się poryczeć.
I przewartościować życie.
Postawić się w takiej i takiej sytuacji.
Pracę bym straciła przy położeniu zwolnienia.
Pozbyć też bym się nie umiała.

Test pokazał jedna kreskę.

Czyli to inna dolegliwość. Ufff!

środa, 2 lipca 2014

Przytuliłam się. Bardzo mocno. I próbowałam zasnąć. W dzień się nie da. Wszystkie odgłosy ulicy mnie rozpraszały.
I jeszcze On. Obok. Wreszcie. Niby kilka dni tylko go nie było.
Tęskniłam.
Bardziej niż zawsze.

I tak mocno się przytuliłam. I poczułam jego zapach.
Najpiękniejszy na świecie.
Mój. I tylko mój. (Mam nadzieję!)
Chyba nigdy tego nie doceniałam tak jak dzisiaj.

I miałam ochotę się bzykać.
Ale chęć zatrzymania chwili była silniejsza.
Wtulałam się i zaciągałam znajomym zapachem.
Kocham Go.
Chyba bardziej niż kiedykolwiek.