środa, 25 marca 2015

Jak wiadomo od dnia pierwszego stycznia siedzę w domu. Czasem narzekam, ale ogólnie doceniam, że mogę i jakby nie patrzeć znalazłam się w bardzo komfortowej sytuacji. Bez stresu, że nawalam i w domu i w pracy, Teraz po prostu nawalam tylko w domu. I tylko z własnego lenistwa. Tudzież buntu, że w końcu nie po to siedzę w domu, żeby wszystkim dookoła wydawało się, że mają służącą w domu.

Równocześnie wchodzę w taki wiek, że chyba po raz pierwszy umiem się wsłuchać w swoje ciało. Ciało daje różne sygnały. I ja je odbierałam do niedawna. Tylko odbierałam i olewałam.

Wczoraj dotarło do mnie, że mój organizm w jakimś celu odziera się ze swej intymności dając te cholerne znaki. Właśnie wczoraj postanowiłam przyspieszyć serię badań. Moich badań. Bo chwilowo latam od jednego lekarza do drugiego, ale z przewagą dzieckowych medyków.
I chuj mnie obchodzi, że wydałam już w marcu więcej niż moja pensja wynosiła. I wydam jeszcze więcej, bo w tym jebanym kraju dostać się do lekarza na NFZ graniczy z cudem. Oj przepraszam! Z niespełna siedmiolatkiem do okulisty mogę iść VOILA w marcu 2016 roku. Do mojego i do Pierworodnego endokrynologa mam próbować w styczniu 2016... może zdążę się dodzwonić i w 2016 roku pochodzić za free.

Nim doczekam, dorobię się ślicznej urny w cekiny ( Loff ją przyozdobi, mamy umowę ).
No właśnie. Moja tarczyca ostatnio głupieje strasznie. Nie pracowała, ale ruszyła. Cholerne kłucie w sercu, ciężki oddech i mega wysiłek i sapanie przy jakimkolwiek ruchu. Kilka kroków do toalety przypominały mi wejście na Giewont. Przy czym zdobycie Giewontu należało do przyjemnych.
Przy niedoczynności wchodzę w nadczynność stąd utrata wagi ( chwilowo jeszcze ok, ale jeszcze 2 kilo i zacznę panikować ) i to serce.
Przeraża mnie to, bo czuję się fatalnie.
Do tego doszedł ból w piersi. I to nie w prawej, gdzie mam torbiel. Ale jak boli! Zwłaszcza jak się kładę. Żadna pozycja nie pasuje. Właśnie wczoraj macałam i macałam te rozciągnięte, całe w rozstępach wydmuszki. Pominę, że jak ja tylko zaczynam się badać, to mam guz na guzie. Ale wczoraj na ułamek sekundy trafiłam na jakiś inny gulaj. I spierdolił. A cycek boli. Nawet teraz jak piszę....

A tak się cieszyłam, ze wychodzę z lekarzami na prostą....

A jaka wkurwiona jestem. Na tarczycę. Na cycki. Na to, że ostatnie półtora tygodnia ledwo funkcjonuję. Wykluczając przypływy tarczycowego ADHD, które mega mnie wykańcza!

Ryczeć mi się chce, jak pomyślę o kolejnych rejestracjach i wiszeniu na telefonie.
Ryczeć mi się chce na samą myśl oczekiwania na wyniki....

wtorek, 24 marca 2015

Ten mój doradca Marcin jest całkiem zabawny.
On mi pracę w banku zaproponował. No helloł, to że bankową szkołę kończyłam nie oznacza, że ja do banku się nadaję! Bywałam w bankach. Ba! nawet staż odbyłam. Byłam też kilkakrotnie w celu złożenia podpisu w sprawie kredytu. I to mnie wystarczy. Teraz spłacamy wef frankach! Nie nie, ja banki szerokim łukiem mijam. I on to zrozumiał! serio serio.

A druga oferta była na przedstawiciela handlowego. Jak mi koleś zagwarantuje, że tylko w linii prostej po swym mieście będę się poruszała, a do tego nie będę zmuszona wciskać auta między insze, które to zalegają na parkingach i nie tylko, to ja bardzo chętnie.

No nie zagwarantował.

Tak więc pracy dla mnie nie ma.


Miałam dzisiaj zajebisty plan....

Odwiozę małego do przedszkola, wydeleguję Bartka o 10.30 do szkoły i walnę się na godzinę ( czyt. dwie i pół). I wszystko szło pięknie, aż do godziny 8.03. Kiedy to wsiadałam do auta, żeby migiem wrócić do Bartka pozostawionego samotnie w łóżku ( nie wspominałam, że odkąd niania go kilka razy zostawiła i nie wróciła na czas, który sama wskazała na zegarze, Starszy nie chce zostawać sam w domu nawet na minut pięć ).

Doświadczenie mnie już nauczyło NIE ODBIERAJ NUMERÓW NIEZNANYCH!
Odebrałam. I to był błąd! A po drugiej stronie słuchawki mój osobisty doradca z Urzędu Patałachów ( pana osobiście lubię, jedyna osoba, która rozumie, że skoro nie pracuję nie posiadam również niani i na każde zawołanie nie jestem w stanie od razu przyjść ).

Tak czy siak zadzwonił pan Marcin i zaprosił do siebie, bo on ma dla mnie dwie KURWA oferty pracy. Szkoda tylko, że mnie nie spytał czy ja w ogóle pracy szukam ( ale chyba jest przekonany, że namiętnie ). A nie szukam.

Obiecałam się pojawić między 11.00 a 11.30.

Czymta kciuki, żebym się z tego wyplątała!

poniedziałek, 23 marca 2015

Miało dziecię iść na zielono lub żółto do szkoły? Poszło. Na zielono.
Włosy też jednodniowym żelem na zielono walnęłam.

Po południu walnęłam też młodszemu. po powrocie z przedszkola. Oni nie mieli mieć "szalonych fryzur", a tym bardziej być na zielono.
I poprawiłam szkolniakowi.

Wieczorem, po miłej wizycie koleżanek z ex pracy i Ksany ( miłość mojego Dawida. nie ważne, że starsza o trzynaście lat. nie ważne, że w ciąży. on ją kocha.) wrzuciłam dzieci do wanny. Po odkurzeniu zbitej szklanki, weszłam do łazienki, a tam kafle na zielono, woda zielona, a Dawid ma całą brodę i poliki zielone.
Włosy się zmyły. Buzia ma odcień sinej zieleni.

Zachciało mi się dzieciakom włosy farbować :)

wtorek, 17 marca 2015

Byłam na zebraniu z występami.

Byłam też na rolkach z dzieciarnią i Ślubnym ( dzieciarnia na rowerkach, gdyby się kto czepiał, bo po co na świeżo zakupionych rolkach - w tych po pokoju najlepiej).
Rolki nówki sztuki raz śmigane. W dzień kobit.
No i tu właśnie schody się zaczynają. Już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż moje pierwsze rolki, które z kilka lat przeleżały w szafie ( byłam na nich ze trzy razy, a potem miałam przerwę - ucząca się ciężarna, to raczej niezbyt mądry pomysł; a z wózkiem...cóż... ryzyko ubicia potomka ) okazały się rolkami chodzącymi.
Tak, teraz mądra jestem, bo moje nowe rolki jeżdżą. Całkiem serio! Na starych całkiem dobrze, sobie radziłam. Sztuki hamowania nigdy nie opanowałam, bo wystarczyło przestać nogami ruszać, a one metr dalej już stały.
Nowe, to zupełnie inna szkoła jazdy. Z przyzwyczajenia, jak wyłażę z bagażnika ( tam najczęściej zmieniam obuwie ), staję na pewniaka. I tak jak staję, tak szukam ofiary, która jeszcze guzdrze się przy samochodzie i można się na niej zatrzymać. Bo wyobraźcie sobie! te cholerne rolki jadą!!!
Nosz, co to jest?!!! Jadą???!!! Ja chcę stać, a one jadą!!!!?

Ale opanowałam już równowagę jako tako i nawet rozpędzić się potrafię... gorzej jak trzeba hamować. Wtedy jadę i jadę i jadę... , ale nawet te pędziwiatry się kiedyś zatrzymują :)

A na gębie mam trzy febry. TRZY!!!
Jak to w esie do mej Loff wymacałam na smartszicie : pięknie się rozwijają, suki jedne!

Aaaaa. Bym zapomniała. Pozbywam się smartszita. W piątek powinien dojść już ajfon.
Ciekawe. Ciekawe. Czy też dorobi się przezwiska ajszit. Pewnie tak, bo jak na mnie też ma za dużo bajerów. A ja tylko dzwonię i esy wysyłam. Czasem mmsa. Po co mi ta reszta?! Ale Kochanie Moje twierdzi, że będę zadowolona.
*
*
*

...się okaże!

czwartek, 12 marca 2015

Dziw, że wstałam dzisiaj.

Snuję się jak śnięta ryba. Pion utrzymuję dzięki młodszej latorośli, która od zeszłego piątku towarzyszy mi w domu i nieustannie gada. Gada non stop. Ledwie oczy otworzy. I tak do samego zaśnięcia.
I bardzo dobrze mi z nim obok siebie. Tak tak, piszę to ja! Też się sama sobie dziwię, że nie odliczam dni do oddelegowania delikwenta do instytucji. Wręcz przeciwnie. Odwlekam. Ku protestom zasmarkańca.

Dzięki temu nieustannemu gadaniu moja łazienka lśni. I jak do niej wchodzę, to tak jakbym do obcej wchodziła. Jasno ( zasługa umycia okna ), kafle świecą po okach ( Dawida sprawka ) i jakoś tak luźniej ( cała siata rzeczy, których-już-jednak-nie-będę używać ).

Ale wizja przygotowania obiadu mnie przeraża!

poniedziałek, 2 marca 2015

powinien być tort....

kończyłbyś dzisiaj dwadzieścia cztery lata.

najlepsze lata.

przynajmniej już potrafię płakać...

może kiedyś.... na szczycie góry....