czwartek, 16 czerwca 2016

Kompletnie wypadłam z blogosfery. U siebie nie piszę, do innych nie zaglądam. Błąd. Nawet ogromny. Ale lapka nie chce mi się włączać, a przez telefon, to ja nie lubię.

Remont zakończył się w połowie maja. Sypialnia przerosła nasze oczekiwania. Tak skoncentrowaliśmy się na pokoju dziecięcym, że jakoś nie zastanawialiśmy się nad efektem końcowym naszego kąta.
Teraz mamy dojście do tarasu, wcześniej biurka blokowały przejście. Mam swój kąt na włóczki - między kaloryferem a łóżkiem powstała odpowiednia przestrzeń. No i szafa. czuję się jakby była nowa. Wcześniej ginęła. Teraz lustro powiększa optycznie pokój. I mam przy nim większy rozbieg, że tak powiem.

Teraz żyję remontem kuchni i salonu, które to mamy zamiar ciut odseparować od siebie. Nielatów więcej już nie będzie, więc aneks na nic mi nie jest potrzebny, wręcz działa na nerwy. Jak w kuchni porządek, a w salonie nie do końca, to i tak wygląda jakby był syf. Jak kuchnia lśni, a po salonie walają się niepotrzebne przedmioty, to nadal jest efekt bajzlu. Powstanie mała wyspa, odgrodzona ścianką. Stół wyląduje w salonie. I pojawi się kolejna antresola :)

Jeszcze wywalacz mi się nie włączył. A szkoda. Co prawda chwilę po zakończeniu roku wybywam z dziećmi do domku na wieś. I jak dobrze pójdzie spędzimy tam większość lata.
Remont będzie popełniany poza zasięgiem mego czujnego oka. Szkoda. Jednak woda, drzewa, święty spokój wygrywają....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz