piątek, 8 lutego 2013

[*][*][*]

Pięć lat temu też był piątek....

Siedziałam z rocznym Terroristem w domu. Nie pamiętam, co dokładnie robiliśmy. Byliśmy pewnie po spacerku. I chyba już po popołudniowej drzemce. On zapewne bawił się w salonie. Ja pewnie siedziałam gdzieś obok na dywanie. Wszystko było normalne. Ot zwykły lutowy dzień.

I zadzwoniłam do mamy, która była u siostry....

I wszystko stało się mało ważne...

Bałam się zadzwonić drugi raz, a jednocześnie chciałam wierzyć, że jak zadzwonię, usłyszę, że jest dobrze, że sytuacja opanowana, że stan ... no nie wiem... ale stabilny, dobry, w najgorszym wypadku, że bez zmian.

Zadzwoniłam i wszystko straciło sens.....

Nie było lepiej, ani gorzej! Nic nie było....

Serce nie biło. Sepsa zabrała go w kilka godzin....

Padłam na kolana tam, gdzie stałam. W połowie długiego przedpokoju.... Usta wydały przerażający krzyk.. Łzy same poleciały.... I wybiegł z salonu Terrorist. Nigdy nie zapomnę tego przerażenia w jego oczach. Wstałam, otarłam oczy, poinformowałam Tatę... Zapaliłam papierosa... Bawiłam się z Terroristem, a jednocześnie umarła jakaś część mnie....

Brakowało 22 dni do jego 17tych urodzin.

Wtedy nie płakałam, bo mały Terrorist.

Teraz za to znowu łzy same lecą.

Za 22 dni kończyłbyś 22 lata....

Tęsknię....



1 komentarz: