środa, 13 marca 2013

syny w dom a matka wstać nie może

Nie podoba mi się miszelinowy katar dzienny, a jeszcze bardziej kaszel, który tylko w nocy się ujawnia.

Zostawiłam potomstwo kolejny dzień w domu. A niech mają jakiś pożytek z niepracującej matki.

Ślubny wyszedł do korporacji. Ja wstałam, wydałam śniadanie, bajki włączyłam i poszłam NA CHWILKĘ wygrzać się jeszcze w ciepłym łóżku.

Świat się kończy!!!!!

Jak wstałam i spojrzałam na zegar, to aż oczy z wrażenia przetarłam. 10.40! Skandal.

Ale co te dzieciaki robiły, że tak cicho!? Dlaczego żaden nie miał do mnie 100 pytań i 215 potrzeb???? Czy to oznacza, że moje dzieci dorastają? Te maluszki, które jeszcze rok temu budziły mnie po osiem razy co noc! 

Wylazłam z sypialni ciut przerażona, bo taaaka cisza w chacie.... A moje chłopaki w najlepsze się bawią, zgodnie, każdy sobie, a może to była wspólna zabawa? nie wiem, nie zakodowałam, bo widok wskazówek zegara mnie sparaliżował.

I co się ze mną dzieje? Ok, przyznaję bez tortur, że ja z tych, co do godzin popołudniowych lubią zalegać w pościeli, ale zmieniło się to jakieś 6 lat 3 miesiące i 10 dni temu, kiedy to taki jeden wrzaskun wylazł ze mnie. 

Dzisiaj spałam jak zabita, nic nie docierało, głowa ciężka, powieki nie-do-podniesienia. W jakimś przebłysku przebudzenia i odpowiedzenia Miszelinowi na zadane pytanie [ o co pytał? nie wiem! ] przeszło mi przez głowę, czy czasami mnie nie rozkłada jakieś przeziębienie, bo taka jakaś połamana się czułam.

Wstałam i po połamaniu śladu nie ma. Ale ziewam i powieki mam ciężkie. A co mi tam... zwalę wszystko na przesilenie wiosenne....

Idę z synami sprawdzić stan śniegu w naszej okolicy....

1 komentarz: