niedziela, 16 czerwca 2013

Cóż za niesamowite szczęście mnie spotkało...

Takie rzeczy dwa razy się nie zdarzają. Większość kobiet o tym marzy. Niestety nigdy nie występuje to wtedy kiedy chcesz. Czasami nigdy nie przychodzi. Ja się raz zmobilizowałam i dzięki siłowni ( hehehe miesiąc chodziłam i to dokładnie rok temu ) i sporemu ograniczeniu wpierdalania śmieciowego i czekoladowego żarcia, zwłaszcza czekoladowego! pozbyłam się 15 kg. Potem bywało mniej lub więcej, ale do 60 kg się nie zbliżałam.

A teraz dostałam w prezencie jadłowstręt. Nie muszę się ograniczać. Lodówkę omijam szerokim łukiem, ale tylko do 20.oo. Potem jadłowstręt mija. I podżeram konkrety. I pochłaniam czekolado- cokolwiek, byle mleczne było. Trochę też po to, by kaloryczność podnieść. Bo mi ta waga coś za szybko spada. Może nawet nie sama waga, ale objętościowo mnie mniej.

Dzisiaj szykowałam się na urodzino-imieniny cioci. Zakładam jeden zestaw. Cholera, spódnica mojta się w okolicach kostek. Spadła mi z dupska. Zdziwiona wbiłam się w kieckę i przekonana, że tak idę spojrzałam w lustro. Cycek gdzieś się ulotnił, został cycozwis.... góra sukienki kończyła mi się pod biustem. Dekolt wskazany, ale bez przesady, żeby aż pępkiem się chwalić. Spodnie musiałabym przykleić do brzucha, bo nawet pasek nie trzymał ich tam gdzie powinny leżeć. Po 5 minutach okazało się, że nie mam nic. O przepraszam, zimowe, czarne, grube portki eleganckie mam.... i golf z krótkim rękawem, ale też elegancki. Jedyne ciuchy, które pasują na mnie.

Tak to jest jak na co dzień zaiwania się w dżinach, a po domu w spranych dresach. Wreszcie po długiej jesieni nastała ciepła wiosna, a ja nieprzygotowana. Mimo że ta wiosna trwa już trochu czasu.

A po za tym nie spodziewałam się, że takie szczęście mnie spotka = szał zakupów, które ubóstwiam wręcz i staram się ograniczyć do dwóch w roku. Najlepiej wcale, ale jakbym nie kombinowała, zawsze Święta psują mi plany. No bo jak nie iść wtedy do galerii i nie spotkać Mikołaja? No jak!

A tak do niedawna posiadałam jedne, jedyne rurki w szafie, bo za nic w świecie nie mogłam się zmusić do przymierzania, a co na równi przerażające, najpierw do wybierania odpowiednich modeli portek.

Dzisiaj wzbogaciła się o kolejne dwie pary i to całkiem przypadkiem. Sięgnęłam po magiczne pudło pod samym sufitem, gdzie spokojnie czekały ciuchy te za małe ( łudziłam się, lecz nigdy nie wierzyłam, że kiedyś się zmieszczę ), a także te za duże ( całkiem prawdopodobne, że się dopasuję w krótkim czasie ). No i się dopasowałam, ale w te małe. I teraz jestem w posiadaniu czysto- krwistych materiałowych dzwonowatych oraz lnianych na kant spodni. Bo tylko te się nadają do noszenia po 9ciu latach leżakowania.

Jadłowstręt zdziałał cuda, ale zaczyna mnie przerażać. Do tego nerwus jestem od jakiegoś czasu jak diabli. Spala mnie stres od środka. I to całkiem niezidentyfikowany. No może jeden odłam znam.

W moim domu życie kręciło się w koło jedzenia. Ojciec wpychał we mnie co chwila jakieś kanapki, owoce, ciasteczka. Do tego regularne co do minuty śniadanka, obiadki i kolacyjki. Jak dorosłam, to mu powiedziałam, a raczej pewnie wykrzyczałam, co na ten temat myślę. Stało się to wtedy, jak Terrorist stracił apetyt i mało jadał, a ojciec wprowadzał dodatkowo nerwową atmosferę. Bo ile by nie zjadł, to dla niego wiecznie, że mało. Teraz mama Ślubnego ma manię jedzenia. Wszystko kręci się wokół posiłków.

No i doigrałam się żarciowstrętu :(

5 komentarzy:

  1. temperatura za oknem tez nie zachęca by podchodzić do lodówki.
    a Ty się pilnuj! z tym jedzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurcze, ja bym się ucieszyła... ale co za dużo to nie zdrowo,

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogłabyś mnie jakoś tak na odległość zarazić tym wstrętem do lodówki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Groszek - no właśnie co za dużo, to .... potem własne kości biodrowe kują :( a waga nadal leci

    OdpowiedzUsuń
  5. She: z wielką chęcią, ale jak?

    OdpowiedzUsuń