wtorek, 17 września 2013

grypa żołądkowa

Dzisiaj już jest dobrze. Słabam cholernie, ale przynajmniej nie obejmuję klopa. I bardzo się cieszę, że mam wannę zaraz przy kiblu ( miska była w piwnicy ).

Zaczęło się wczoraj. A właściwie z soboty na niedzielę jak byliśmy u mojego chrześniaka na czwartych urodzinach. Ale to wiem dopiero od kilku godzin.

Wczoraj Katka bolał brzuch jak przyszliśmy po nich do dziadków. Babcia zaproponowała, żeby został na noc. Przynajmniej nie będziemy go zrywać rano. Pośpi sobie, bo na popołudnie idzie. Po czym pawiem rzucił na podłogę. Ale raz powiedziane, że może zostać dla Katka dalej obowiązywało. I został. Jak zaniosłam ciuchy i książki Katek znowu pawie porzucał i chyba poczuł się ciut lepiej.

Za to ja wróciłam do domu i pokochałam naszą muszlę klozetową. Odmówiłam wizytę u dermatologa. Między pawiami. Doprawiłam się miętową herbatą. Wiedziałyście, że jak jelitówka, to najlepiej letnią wodę przegotowaną? Że mięta wbrew pozorom szkodzi? No ja nie wiedziałam. Oświeciła mnie pani doktor dzisiaj. A wczoraj wieczorem przekonałam na swym ciele. Fakt, że łapczywie wyżłopałam ostatnie pół szklanki. Położyłam się, umościłam i.... prędkość rakiety to pikuś... tak zapierdalałam do łazienki.

A potem było gorzej. I wanna też była wykorzystana. Jesooo... co za sajgon!

Żołądek Katka ostatni raz postanowił pokazać swej zawartości kawałek świata ok północy. Do teraz spokój. Tylko w dzień "Babciu coś mi wyleciało ". Chyba bąk spreyem walnął.

Ślubny też dzielnie celował pawiami w klopa.

A dzisiaj dzwoniłam do wychowawczyni Dejwa. Bo na zebranie nie dotarliśmy. Ja ledwo do przychodni się dowlokłam, a co dopiero stres na zebraniu, kiedy nikt nie chce zasiąść w radzie rodziców!

No i Gosiak powiedziała mi, że w zeszłym tygodniu dziesięcioro dzieci miało jelitówkę. Nie mówiła Babci, bo babcie panikują od razu i po co mi to. No niby słusznie. Ale my jechaliśmy do mojego chrześniaka, który i tak był podziębiony. No i z soboty na niedzielę Dejw zwymiotował dwa, trzy razy. Wodę w dupska wylał trzy razy i na tym się skończyło.

Dzieciaki JFK też łagodnie przeszły. Młody pawiami z rana porzucał, a starszy do trzeciej w nocy walczył.

Jednak dzieciaki się szybko regenerują. Nie to co my staruchy.....

3 komentarze:

  1. Ja nie wiem co się dzieje, ale u nas naokoło też panoszy się jelitówka, brr :/

    Zdrowiej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Od mojej pierwszej i jedynej jelitówki w życiu panicznie boję się zarażenia tym dziadostwem...

    OdpowiedzUsuń