wtorek, 10 września 2013

Zafundowałam sobie mnóstwo atrakcji na dzisiaj.

Wstałam w środku nocy ( jak na mnie 8 rano też jest środkiem nocy, no ale). Budzik pieklił się już od 6.oo. Ja jeszcze w półśnie obijałam się od sprzętów domowych już trzydzieści minut później.

I poszłam upuścić krwi. I dziadki prawie się pobiły o kolejkę. Nie ważne, że jak oni wymachiwali łapami, to zdążyły wejść i wyjść dwie emerytki, które wykorzystały ich spór. A ja siedziałam i obserwowałam. Kiedy to ja miałam tyle czasu, żeby posiedzieć i obserwować, pomyśleć, wyłączyć się.... Zapewne przed 22 lipca.

Wróciłam spokojnie do domu, kawę wypiłam, zjadłam śniadanie i spóźniona trzydzieści minut wpadłam do pracy ( mój opiekun wiedział, że się spóźnię. zresztą stażysta ma być tyko 8 godzin, a ja zawsze min 20 min dłużej zostaję. a często dłużej). Odpaliłam lapka, wypiłam jogurt, w biegu zgarnęłam kawałek ciasta marchewkowego (PYCHA!), które upiekła pani Ewa i poleciałam z czwartego piętra w dół. Na wycieczkę po zakładzie. A zakład duży! Przeszło 4h łaziliśmy, a i tak wszystko w biegu.

Już pod biurowcem w zajebiście pomarańczowym kasku i w kamizelce w takim samym kolorze, zaliczyłam bliskie spotkanie ze szlabanem , aż ochroniarze zamarli. Nie na darmo kask na łeb chwilę wcześniej wepchnęłam. Nic nie poczułam. Zupełnie nie kumam, czego się tak za głowy łapali!

Foty w odblaskowym stroju ufoludka nie mam, bo na terenie zakładu nie można fotografować. Ale już z dachu kotła, z wysokości 20 piętra obfotografowałam cudne widoczki.... zakładu :) No co! Zapomniało mi się.

Z kręgosłupem do wymiany wróciłam do biura. Wklepałam co miałam wklepać i przed 16.oo zdezerterowałam.... na wywiadówkę.

Pierwszą w życiu. Wypisałam pół wkładu podpisując liczne kartki i karteluszki. Pozbyłam się zawartości portfela, ale przynajmniej jedno z głowy. Komitet i ubezpieczenie odhaczone. Półtorej godziny siedziałam na miniaturowym krzesełku. Zakwasów na dupie dostałam.

Udało mi się uniknąć wyboru na przewodniczącego, zastępcę czy skarbnika. Opłacało się usiąść w ostatniej ławce. Nie ważne, że nie zabrałam okularów i gówno widziałam - udało się nie być w radzie rodziców!

I dowiedziałam się, że mój Katek się zgłasza. I odpowiada. I ma burzę w dupsku, bo ciężko mu wysiedzieć i kręci się jakby mrówki go oblazły. W szoku jestem. Dzieciaka mi zamienili.

A jak już wieczorkiem wreszcie wróciłam do domu, odpaliłam swe wyniki z rannego upustu. I jak na leki, którymi się faszeruję w celu pozbycia starczych pryszczy, to normalnie młody bóg ze mnie!

A żeby było śmieszniej mój Tata też dał se krwi upuścić. I jak na jego lata (82 skończone) jest zajebiście. Nie jeden trzydziestolatek by takie chciał.

Normalnie sielana :)

Wyjątek stanowi zdarte czoło Dejwa. Ale młodszy jak to młodszy... nie pamięta co, gdzie i kiedy:)

1 komentarz:

  1. będziesz w TV, mówisz... to dobrze. telewizja ponoć dodaje wzrostu. nie przypiernicz w coś innego głową..

    OdpowiedzUsuń