środa, 23 kwietnia 2014

Moje włosy przypominają stóg siana. Suche, matowe, a do tego siano jak cholera. Do tego wypadają garściami.

Kiedyś powiedziałam sobie, że nigdy więcej długości, którą mogłabym spiąć w kitę. Teraz ta kita jest błogosławieństwem. Po rozczesaniu kudły me przypominają coś co powstaje po styczności palca z prądem w kontakcie. Bez rozczesywania również.

Chciałam na łyso, ale fryzjer powiedział, że nie zrobi tego kobiecie. Śśśśświnia!!!

Jedyne, co mi się podoba, to te kilka białych nitek, które pojawiają się raz tu, raz tam.

Będę kiedyś miała odcień siwizny, który mi się podoba.

Na mojej półce łazienkowej pojawiły się mazidła, które zabijają zmarszczki. Normalnie młodnieję z dnia na dzień. Jeszcze miesiąc i zacznę srać w pieluchy. Tak czy siak wcieram te specyfiki w oki a nawet trafiam pod oki. Poliki, dekolty. Jak na te tam trzydzieści plus lat, to i tak dają mi o niebo mniej. Ale ostatnio wmawiam sobie, że to od moich mazideł.

Paznokcie wreszcie wróciły do normy i przestały się łamać na zawołanie.

Może i włosy dojdą do siebie...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz