piątek, 11 kwietnia 2014

O 9:4o dostałam info, że cysterenka pojedzie nocą w poniedziałkowe święto. Czyli mam dupę uratowaną. ... no częściowo się wybieliłam w tym całym syfie.

Oczywiście do 9:4o nic nie zrobiłam, bo wpatrywałam się w telefon.

A po 9:4o nastąpiło rozluźnienie.

Do tego stopnia, że nicnierobienie praktykowałam praktycznie do 14:oo.

Ale właściwie to sporo rzeczy porobiłam.
Aktywowałam konto do avońskiej sekty, bo odmówiło posłuszeństwa.
Fejs - zbuka przeleciałam od dołu do góry ze sto razy.
Poklikałam z pewną jednostką, ale bestia nie dała się sprowokować i nie mogłam opierdolić. A miałam cholerną ochotę. Cholerną.
Jutuba też oblukałam.
Muzy posłuchałam, a co gorsza śpiewałam publicznie! Żal mi współtowarzyszy, ale przecież jestem zajebista :P
Poczty posprawdzałam.
Podzwoniłam po znajomych.
Sesemesy wysyłałam.
Spalałam kalorie, łażąc w te i we wte.
Przywaliłam we framugę, bo z tego nieróbstwa na wzrok mi padło i nie wycelowałam w drzwi.
Podziwiałam widoki za oknem. Przepiękne, malownicze rury i kotły.
Bicepsy wzmocniłam przewalając papierzyska z prawa na lewo i z lewa na prawo.

A potem się kurwa wszystko posypało... musiałam odpowiedzieć na 3 maile. I wysłać dwa zlecenia. I potem jeszcze jedno. No MUSIAŁAM! Nie dało się tego olać. I to jeszcze na cały weekend. Takie te ludzie są. W piątek domagają się informacji. No kompletnie niepoważne osobniki. Kompletnie!

Zresztą jestem zdania, że piąteczek zdecydowanie powinien być dniem wolnym. Bo tak przed weekendem, to już nikomu robić się nie chce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz