sobota, 12 lipca 2014

Kondycję to muszę przyznać, mam do dupy.

Jeszcze rok temu upieczenie dwóch ciast i w miarę ogarnięcie powierzchni rzucających się w oczy ( w szafy i szuflady się nie zagłębiałam, a też powinnam ), plus latanie do piwnicy w celu powieszenia i kolejnego wstawienia prania, nawet zadyszki bym nie dostała. Mało tego! Więcej bym przez tyle godzin zrobiła!

Korporacja zabrała mi kondycję.

Ja zabrałam dzisiaj Ślubnemu radość ze zlotu kuzynów. Miałam jechać, ale zrobiłam jazdę. Babci oznajmiłam, że gdyby dzieci chciały wrócić jednak do domu, to ja jestem pod ręką. Nikt nie będzie potem miedzy wierszami przemycał wypomnień, że się bawiłam podczas, gdy oni byli umęczeni dziećmi. Mimo że wiem, że chętnie się nimi zajmą, bo ostatnie tygodnie mało mieli dzieciaki. Ale wypomniane będzie. Może za pół roku, może za rok, ale będzie. Walę to. Nie dam okazji. W końcu się nie bawię, tylko jestem dom dalej i czekam w gotowości jakby jednak któryś zapragnął wrócić.
Nie zapragnie i też to wiem. Ale jestem.

I mam poczucie, że nie zmarnowałam czasu na gadanie w pijackim widzie, tylko mam dwa ciasta. I mam w miarę posprzątane.

Ciasta mam, ale jednak wolałabym nie mieć gości. Co to dla mnie dwie blachy! Może jednak nie przyjdą. No chyba, że Loff. Ta może zawsze. Ale szafki kuźwa demontuje. Nie przyjdzie. Wiem.
Telefony też mogli by ograniczyć do jednego zbiorczego. Urodziny w końcu nie są po to, żeby być ciągle odrywanym od swoich zajęć w celu odbierania w kółko dzwoniącego telefonu. Kilka z tych telefonów cieszy. Reszta utrudnia dzień.

Wiem dziwna jestem. Ale taka jestem. jak się komuś nie podoba.... wcale się nie proszę.

2 komentarze:

  1. Jakbym wiedziała,że pierogi z Wigilii odmrazasz,to bym szafki olala :p

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ja Cię kobito rozumiem :P

    OdpowiedzUsuń