poniedziałek, 18 sierpnia 2014

moja pyrlandia

Pogoda przypomina jesień.
Chyba zasłużyłam na wakacje.
Tylko dzieciaków mi żal.
Miałam nadzieję, że pokąpią się jeszcze w morzu bądź jeziorze.

Chwilowo wykorzystujemy sytuację i zmierzamy ku Raju.
Raju, w którym spędziliśmy najlepsze lata.
Lata beztroski, bez odpowiedzialności za kogokolwiek.
Lata, kiedy mogłam wyjść kiedy chciałam, gdzie chciałam, z kim chciałam i na jak długo chciałam.
Mogłam wrócić przed północą, w środku nocy, a nawet i w południe dnia następnego.
To była WOLNOŚĆ.
Całkowita!

Pierwsze co mnie uderzyło po przekroczeniu granic miasta, to zapach, którego wcześniej nie zauważałam.
Same spaliny. A myślałam, że mieszkając przy głównej drodze mojej wsi, powietrze nie należy do wymarzonych warunków, w których chciałam wychowywać dzieci. Tu jest gorzej!

Druga rzecz, i pomyśleć, że zalewałam tym żołądek wstając po wyczerpującej imprezie, to woda.
Woda zalatuje basenem. Chlorem w sensie. Obrzydlistwo!

I ten ruch uliczny. Stojąc na balkonie na piątym piętrze, wpatruję się w "ciszę" nocną Poznania.
Lubię ten dźwięk. Miasto żyje swoim rytmem nawet w nocy, czego na taką skalę nie odnotowuję w swej mieścinie. I dobrze. Na wakacjach można się zachłystywać odgłosem dużego miasta. Delektować. Zachłystywać smakiem młodości i wolności. Można. Ale niekoniecznie chciałabym tego na codzień.

Póki co zaciągam się atmosferą dawnych lat. I dobrze mi z tym. Na chwilę.

Stary Rynek jakże piękny. I pomyśleć, że kiedyś tego nawet nie dostrzegałam. Tak samo nigdy nie wiedziałam, w którą stronę iść, żeby wyjść tam czy siam.
Stary Rynek był dla mnie zagadką. Cztery strony, a ja zawsze się zastanawiałam, którędy iść. Albo z której strony wtargnę na Rynek.
A teraz nie sprawia mi trudności wybranie odpowiedniego wyjścia między starymi kamienicami.
Dziwne.

Późne popołudnie spędziliśmy w towarzystwie Pauli, która wracając od dentysty wypatrzyła nas z tramwaju.
I całe szczęście, bo nie wiadomo jak nam się plan dnia poukłada w najbliższych dniach.
Zjedliśmy pizzę. Dzieciaki biegały, my sączyliśmy piwo. Było bardzo miło.

Wielki sentyment do młodości wcale mnie nie dopadł. Mimo że krążyliśmy w te i we wte po Rynku. Kilkakrotnie mijając te czy inne lokale. Wspomnień mnóstwo. I może chciałabym odzyskać tą swobodę, którą miałam kilkanaście lat temu...
Z drugiej strony wiem, że czas tak zapierdala, że nawet się nie obejrzę, a będę miała fpip czasu dla siebie. Tylko pytanie czy wtedy będzie mi to odpowiadało. Czy nie zatęsknię za czasami, kiedy nie wiedziałam w co ręce włożyć, żeby doby starczyło.
Wiem na dziś dzień, że będzie mi brakowało wtedy tego ciągłego "mama, mamo, mamusiu, mamunia". I tego uwiązania w domu. A życie będzie lecieć dalej.
Bez możliwości "powtórz".

2 komentarze:

  1. Zatęsknisz i to bardzo. martynia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz Martyniu, że pisząc ten fragment myślałam o Tobie. serio!

      Usuń