wtorek, 23 września 2014

Mamy wtorek, tak? No...

W sobotę szwendaliśmy się po Galerii w Mieście. W tym czasie pralnia robiła swoje w expresowym tempie.

Majątek wydałam na kosmetyki! W życiu tyle nie płaciłam!!! W życiu. I nawet perfum Ślubnego nie bardzo już wpływał na cenę. A co? Szarpnęłam się i kupiłam mężowi ulubiony zapach. ( Skoro wreszcie zarabiam, to mam satysfakcję, że ja też mogę. Przemilczę, że przez to moje szaleństwo, Ślubny i tak będzie najpóźniej w poniedziałek przed wylotem przelewał na moje konto sumę większą niż koszt jego perfum :P ).
Teraz sobie wmawiam, że w wieku 35 lat powinno się inwestować w podkłady. Miła pani jeszcze oczyściła mi gębę i nałożyła podkład, który finalnie nabyłam. Stoi sobie teraz cudo na półce i żal mi tykać, a co dopiero na twarz nakładać. Puder do kompletu leży obok.
Tylko na jaką cholerę kupiłam Starszemu szczotkę w owce za 49 zyla? I co z tego, że silikonowa. I że nie plącze i nie szarpie włosów ( a pierworodny ma włos po mnie... gęsty, gruby i ciężki ). Jak wchodziłam do , to 34 zł wydawało mi się dużo. Bez owiec!

Późne popołudnie spędziliśmy u szwagra. Dzieciaki się wybiegały, wydłubywały kamyczki z zakupionego w Galerii piachu, ganiały psa i starały się namierzyć kota, który skutecznie ukrywa się przed nimi.

Wróciliśmy do domu. Dzieci śpią. My zalegamy na kanapie.... Wyłania się z pokoju Bartek "zwymiotowałem do łóżka !".

Dżizas, zgłupiał???? - tak reaguje troskliwa matka ( szczęście w myślach).

Potem jeszcze kilkakrotnie zarzygiwał podłogę. Starszy ma to do siebie, że nawet jak stoi nad toaletą, to odwraca głowę jak nadchodzi TEN moment. Chyba dba o moją figurę, bo latam potem z mopem jak szalona. Troskliwe dziecko, nawet w chorobie.

Cóż mamy sobotę, a w poniedziałek Ślubny leci w delegację do Stanów ( więc krótka nie jest). I Ślubny też już lata na kibelek. Uroczo!


A teraz mamy już wtorek. Ślubny doleciał do Stanów i dostał rozwolnienie.

A zanim doleciał ( 7 rano ), Młodszy postanowił zorganizować mi nockę. I udało mu się rewelacyjnie, Tak skonana dawno nie byłam.

Nie dość, że zarzygał mi całą chatę, to jeszcze moja nadzieja, że Bartek miał zatrucie prysnęła w mgnieniu sekundy.

A Dawid się nie pierdzielił. Co pozmywałam, pozmieniałam pościele, to on znowu powtórka z rozrywki. i znowu. I znowu. A ja mop i zmiana wody, mop i zmiana wody w  wiadrze, mop i zmiana wody... W międzyczasie, żebym się nie nudziła, zmiana pościeli i piżamki, prysznic wyjącego delikwenta, zmywanie podłogi, zmiana pościeli, zmiana piżamki, picie, mop....

Po 7.00 zadzwoniłam do szefa, że nie dam rady przyjść do pracy, a jak po południu przyjdzie lekarz dam znać co dalej.

I dałam... zwolnienie do piątku. Szczęście, że od soboty futrowałam się nifuroxazydem ( czy jakoś tak ). Mam jelitówkę bezobjawową praktycznie. Przynajmniej na razie. A co nie muszę się spinać codziennie, to moje.

I nawet mało mnie już rusza, że w robocie mają sajgon, bo dwóch szkoli team w Trójmieście i trzeba ogarniać ich robotę ( za mnie będą ogarniać od 6-10 października - hotel mamy 100m od morza, w Sopocie), przyjeżdża szef szefów i nasz boss non stop poza biurem, a do tego jeszcze jakieś kontrole i to przez cały tydzień.

Mimo że nie spałam całą noc, mimo że jak niania była do 11.30 moje wredne pociechy robiły co mogły, żebym nie zasnęła, mimo że tylko udało mi się kimnąć dzisiaj góra 1,5h, zacznę jeszcze dzisiaj książkę. Zacznę, choćby miał być to tylko tytuł :))))

2 komentarze:

  1. mam nadzieje ze zaczelas.
    oraz ze wyzdrowiejecie wszyscy szybko, takie rzygawko-sraczki (sorki!) to dla mnie osobiscie horror :/
    zdrowia zycze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaczęłam Serdunio, zaczęłam :))))) prawie do 40 strony doleciałam. a potem do 1.00 spać nie mogłam. tak byłam wyrąbana ( nocka wcześniej cała nieprzespana była!!! )

      Usuń