poniedziałek, 23 lutego 2015

miałam Szymona, Bartka, Kubę... i Hankę też!

Hanka, to w sumie była pierwsza.
I wszystko na oczach Ślubnego. Ale on wtedy zajęty był z Tomkiem.
I też podpatrywałam jak tylko miałam okazję.
Te niepewne ruchy, trzymanie się za ręce....

Z Hanką za ręce się nie trzymałam. Hanka pokazywała mi jak się przemieszczać, jak wyginać i kiedy. Hankę miałam godzinę. I więcej Hanki nie chciałam. Bo lat szesnaście, bo drobinka, bo kobieta. A ja z kobietami jednak nie. No nie bardzo się czuję i co tu więcej drążyć. Ale przynajmniej na taśmie mnie nauczyła. I jak nogi przekładać.

Z Szymonem spędziłam całe cztery godziny. Pokazał, sprawił, że zachłysnęłam się namiastką szybkiej jazdy. Za ręce, bo inaczej nie sposób. Raz bliżej, raz dalej siebie. Tylko raz, akurat wtedy, gdy osiągnęliśmy jak dla mnie zawrotne tempo, czułam, że dzieląca nas odległość jest niebezpiecznie bliska. Aż nieprzyjemna. ( Dla niego pewnie norma.)

Bartek przez godzinę się wymądrzał i wszystkiego czepiał. Krytykował poprzedników. Wyczucia co prawda nie miałam za grosz, ale on się upierał, że jest lepiej. No ale Bartek wiedział wszystko najlepiej. Nie było sensu dyskutować. Zresztą nie taki był cel tego spotkania.

A lepiej to dopiero było z Kubą. Nawet numer telefonu wzięłam do Kuby. Jakbyśmy byli w przyszłym sezonie w tym samym miejscu, to ja tylko jego chcę i nikogo innego.
Dzięki Kubie zaczęłam to czuć, a potem odważyłam się sama. Tu nie było za rączki i takie tam. Jak trzeba było, to chwycił, jak nie, dawał swobodę, ale cały czas był blisko. I jak on balansował ciałem...
Tak czy siak zasiał bakcyla, rozluźnił i dał cenne rady. A jego uśmiech motywował.
Szkoda tylko, że dopiero ostatniego dnia załapałam o co w tym wszystkim chodzi.

Jedno jednak wiem na pewno: do nart już nie wrócę.
Deska to deska.
A jaka wygoda poruszania się. Snowboardowe buty są mega wygodne w porównaniu z narciarskimi.
I o ile łatwiej targać deskę niż narty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz