sobota, 6 lutego 2016

Czas nadrobić zaległości, choć ciężko to widzę. Ostatnio nie po drodze mi z blogiem.
Notki powstają w głowie wtedy, gdy nie mam szans ich zapisać. A jak już siadam, to widzę pustkę.

Wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że WRESZCIE wzięłam się za szydełko i sznurek ( cotton spaghetti - gdybym kiedyś zapomnieć miała ). Na moim koncie są już 2 koszyczki, w tym jeden końca nie ujrzał, bo już mnie gna do innego wzoru. A że motek mam jeden jedyny i dopiero poznaję różniaste techniki, to ciągle pruję i zaczynam inną wersję. Ale już czuję, że za niedługo nabędę różniaste sznurki, cieńsze, grubsze, kolorowe... Zestaw szydełek już do mnie idzie ( przynajmniej mam taką nadzieję, bo od wczoraj niecierpliwie przebieram nogami).
Dwa dni już tkwię w tym zachwycie. I jestem wściekła na siebie, że tak późno się zabrałam. Maj Loff wieki temu namawiała mnie na szydło. Było słuchać, a nie w książkach siedzieć ( a tak po cichu, to się cieszę, że w samym styczniu pochłonęłam osiem książek, bo z tego co widzę jak mi przy robótkach odwala, mogą być to jedyne pozycje w najbliższych tygodniach).


***

Zaraz po wielkich obżarstwach świątecznych i sylwestrowych ( JFK na sylwka takie smakowitości zrobiła, że na koniec miałyśmy problem, żeby wstać od stołu [ munże wcześniej opadli na kanapy] ) przeszłam na jaglany detoks. Ślubny bardzo chętnie dołączył, bo też już miał dość ( zresztą szanowny małżonek zapierdala z utratą wagi, że zaczynam się obawiać czy go za jakiś czas poznam, czy policję wezwę, że mi w łóżku obcy zalega ). Miało być 14 dni, ale że wyjeżdżaliśmy w góry ( a tam grzechem byłoby nie jeść ), wyszło mniej. Zresztą i tak łamałam zasady podjadając wyroby czekoladowe. A mimo wszystko organizm lepiej zaczął funkcjonować, straciłam 3 kg i jakoś tak lekko się czułam.
Od kilku dni znowu bawię się  w detoks, a po zakończeniu nie mam zamiaru przez jakiś czas włączać do diety glutenu, nabiału, jajek i cukru. Chcę zobaczyć czy moje samopoczucie się na tyle zmieni, żeby czuć komfort życia. Może moje haszi pozwoli mi żyć bez bólu, opuchlizny, bolących zmian skórnych na dłoniach, zmęczenia i wszystkich tych innym mniejszych lub większych utrudnień zdrowotnych.
Taki mam plan. Co wyjdzie, czas pokaże. Najważniejsze, że mój niejadek zaczyna się interesować moimi potrawami, zaczyna odnajdować smaki i testować. Chwilowo mam ciut więcej potraw do wyboru. Ku mej radości nielaty lubią kaszę jaglaną ( odkąd matka nauczyła się ją gotować bez tej wstrętnej goryczy ) i mogę ją łączyć na różne sposoby i z różniastymi przyprawami, których wcześniej nie tolerowali.
Ja też odkrywam radość z przebywania w kuchni. Łączenie smaków, konsystencja, ułożenie na talerzu.....

***

Dnia wczorajszego wreszcie dotarłam na rtg kręgów szyjnych. I tak sprawnie i szybko wszystko się działo ( myślałam, że kolejka na korytarzu też na prześwietlenia, ale nie), że tak jak zdjęłam kolczyki, tak nie wyplułam holsa, który spoczywał między podniebieniem a językiem. I nawet zaczęłam się bać, że zdjęcie nie wyjdzie przez te moje cuksy.
Na szczęście hols nie przeszkodził w ustaleniu czy wszystko gra po moim dość konkretnym upadku na głowę. Jakieś zwyrodnienia 4 i 6 kręgu. Najprawdopodobniej od lat to mam, a nie od mojego lądowania głową w stok.

a o feriach i łamaniu kasku następnym razem. szwagierka się zameldowała, że wpadnie. idę odkurzyć, żeby Lio mógł poleżeć na glebie.

1 komentarz:

  1. Ja tam w ogole nie skomentuje.
    W ogóle.
    tego szydla.
    Że tak późno.
    Nic a nic. Słowa nie powiem.

    8 książek.....aż zazdroszczę. Ale szydło kradnie czas :) I nie jest to czas stracony!
    Fajnie :)
    Musisz mnie tych prostokatow poduczyc.

    OdpowiedzUsuń