czwartek, 17 stycznia 2013

Bilunia

Miotam się nieprzytomna po domu. Nockę syn mi zafundował! Łaził, marudził, rzygał, kaszlał, rzęził, sikał, zaropiałe ślipia miał.... I tak ganiałam do 5.30.

A wcześniej Greya czytałam. Do późna!

Spali u nas znajomi Ślubnego. I ja im tak nad głową. Większość nocy. Matko jedyna!

A jak nie ja to miałczący Miszelin. 

A po południu odebrałam telefon. A jeszcze nie tak dawno myślałam, że kontakt zaginął. W porywie wkurwa zlikwidowałam nk, na fb nie znalazłam. Telefon nie odpowiadał.

Fumfela z liceum. Taki sam szajbus jak ja. Szalona marzycielka. Romantyczka. Wiecznie z uśmiechem na twarzy. Drobinka z blond kręconymi włosami. Nie była pięknością. Zwyczajna. Zgrabna. Ale miała błysk w oku. Szelmowski...

Odebrałam nieznany mi numer. Stacjonarny. Od 2 lat chyba nie rozmawiałyśmy. A jakby wczoraj.

Bilunia. Maja. 

Stwierdziła, że słychać u mnie dojrzałość ( Loff by spadła z krzesła, jakby usłyszała ). I  że się tak ciepło jak nigdy o mężu wypowiadam ( zwariowała!).

Dojrzałość ode mnie biła czy inszy debilizm, nieważne. Ważne, że zadzwoniła. Mam namiary.

Pozytywnie nastawiona do wieczora pozostaję. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz