czwartek, 21 lutego 2013

mam wychodne

Po blisko dwóch tygodniach siedzenia w domu, dzisiaj wywlokę swe dupsko na świeże powietrze.

Pójdę wreszcie odebrać dzieciaki z instytucji. Zahaczę o pocztę i aptekę. Pozałatwiam zaległe sprawy. Kupię coś dla Taty. Wszystko po drodze. Boję się jeszcze na dłuższe wędrówki.

Tym bardziej, że jako tako muszę trzymać pion bakteryjny - jadę do Rodziców. Potem może się dziać już wszystko. Wolałabym co prawda zdrowiem tryskać, ale się okaże.

Ostatnie kilka dni sypiałam do nieprzyzwoitych godzin. Dzisiaj nawet nie zauważyłam kiedy moi mężczyźni wstali, ubrali się i wyszli. Spałam. A najśmieszniejsze jest to, że sypiam połowę więcej niż na co dzień, a i tak chodzę zmęczona. No może nie w dzień, ale wieczorami oko mi leci. I w okolicy 22.00 sprawdzam, czy to już oby nie północ, bo taka jakaś nieżywotna jestem.

Ale też po raz pierwszy od przeszło sześciu lat czuję, że mam ten czas dla siebie, na odchorowanie. Ślubny ogarnia dzieciarnię rano, odwozi, potem przywozi. Nikt mi nie wypomina, że jakim prawem mogłam złapać choróbsko, że dzieci pozarażam.

Ale nikt wcześniej też nie zrozumiał tego, że to właśnie mój organizm czasem wysiadał przez te dzieci, które non stop smarkały i kaszlały mi w twarz, łaziły pół nocy zarzygując podłogi, zasmarkiwały me rękawy, rano wstawały jakby nigdy nic, tylko ja z zasobem dwóch godzin snu miałam funkcjonować jak młody bóg. I tak przez lata. I tak mało chorowałam na ilość snu, który mi przysługiwał od momentu pojawienia się Terrorista.

I jeszcze te telefony z dobrymi radami. Zamiast dać mi spać jak już dzieci były w instytucji ( póki nie chodzili do przedszkola, czasu na chorobę nie miałam; pamiętam 39.8 st. temp, roczny Miszelin, trzyletni Terrorist i ja ledwożywa, sama z nimi w domu; i teściowa " no wiesz pomogłabym Ci, ale się boje zarazić. weź się połóż, wyleż" - jak k...a wyleż??? się pytam, jak się połóż???? a dzieci????? ).

A teraz czuję, że dostałam czas na zregenerowanie organizmu. Dlatego śpię póki tego potrzebuję i póki mogę. Mam moralniaka, że marnuję dzień, ale widocznie tego właśnie potrzebuję. I chyba po tylu latach należy mi się, nie?

I jeszcze odkryłam, że bardziej wyluzowana chodzę, mniej drobiazgów mnie denerwuje, mam jakiś zapas cierpliwości, który dawno temu już zniknął. Niewielki co prawda, ale jest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz