niedziela, 17 lutego 2013

weekendzik

Przez kabel Loff pocieszała mnie w Zakopcu. Jakieś 3 tyg temu? No, jakoś tak. Przestałam jadem wtedy rzucać, a może tylko mi się tak wydaje. Tamtego zimnego, śnieżnego wieczora Loff poprawiła mi diabelnie humor. Na koncert Bednarka miałyśmy iść. Cieszyłam się jak głupek.

Im bliżej koncertu, Żmija mniejsze chęci na wyjście z domu w gwarne miejsce [ na koncercie raczej głośniej niż ciszej, nie? bo nie pamiętam. zresztą ja kiedyś na jakimś koncercie byłam???? chyba zawsze unikałam....]. I moja Loff znowu mnie wybawiła. Po kablu przekazała, że problem z biletami i chyba dupa blada, i że bez sensu, no ale może jeszcze.... 

A ja już plan obmyślałam :) Skoro miała iść na koncert, a Obywatel na nocce... czyli lepsze od koncertu pogaduchy. Ślubnemu zakazałam zdobywania biletów i poszłam z reklamówką czipsów do Furii.

Był to piątek. 

Furia i Żmija.... hm.... ciekawe zestawienie. A jeszcze ciekawsze, że w swojej obecności jadem i piorunami nie rzucamy. A charakterki do przyjemnych nie należą..., ale tylko dla tych, którzy na odcisk nadepną :)

Furia światłem po gałach mi, jak na przesłuchaniu. Kazała się rozebrać, potem ubrać, potem znowu rozebrać. Dymu się nie dało zrobić. Tylko jakiejś okropnej mięty się opiłam. Łatwiej byłoby z fajkiem, ale w domu nie palę... tfu nie paliłam jak paliłam, Loff ma dzieciaki i dym fajkowy niepotrzebny, do tego jakby Ślubny zobaczył mnie z dymem papierosowym przy twarzy, to chyba by mnie opierdolił.

Foty nie szły jak chciała, bo światło nie takie czy coś. Potem znowu się rozbierałam, przymierzałam, rozstępy pokazywałam mimochodem.... no, w każdym razie bogatsza o stanik i bluzkę wyszłam, bo Loff z rozmiarem się rozminęła.

A na koniec to chyba jednak w czubie miałam, bo sygnał miałam dać jak do domu dojdę. I dawałam, a tam "abonent czasowo niedostępny". Kazała dać znać, że bezpiecznie doszłam i wyłączyła telefon? Niemożliwe. I w końcu zakodowałam, że ja te sygnały na stary numer .... ehhh... szkoda gadać :) Szczęście, że szybko się zorientowałam! Bo gotowa całą noc nie spać.....


A w sobotę kolejne pogadychy. Ale o ileż inne....

Ślubny w poniedziałek urodziny ochnaste ma. I w sobotę od szesnastej teście, Jolanta i szwagier z żoną. Obiad, ciasto i wymiana gości. Dzieci do dziadków na nockę. Chwila na ogarnięcie i imprezka dla młodych. Większość lutowa, więc imprezka wręcz wskazana.

Pierwotnie mieliśmy gdzieś wyjść. I pierwotnie planowałam po godzinie się ulotnić. Ale skoro u nas, to raczej się nie ulotnię po godzinie, bo niby gdzie? Tym sposobem siedziałam do 3, a do 5 się miotałam po łóżku nie mogąc zasnąć. Jak u mnie mija kryzys w okolicy trzeciej, to mogę siedzieć do rana.

Słonia położyliśmy w salonie. Szwagier sam się położył do łóżka Miszelina, ale najpierw wyrzucił stertę maskotek.

Wstałam po siedmiu godzinach snu, po kolejnych dwóch byłam już zmęczona. Zmyłam podłogi. Wyżłopałam     dwie kawy, na jedzenie nie mam ochoty. No czipsy na śniadanie sobie fundnęłam. A co! O zdrowie trzeba dbać!

I niby fajnie. Niby kontakt z ludźmi. Niby powinnam być nagadana. ( I jestem, ale po wizycie u Furii. Ale nie... z Fu ile bym nie miała czasu, zawsze go za mało, żeby się nagadać. ) Dobrze, że Monia była, bo inaczej bym się wynudziła. I chciałam dać szansę, i chciałam się dobrze bawić ( i bawiłam), ale znowu mam dość na kolejne miesiące. No nie ten klimat. Chyba, że z męską częścią w gadki bym się wdała... wtedy to tak, ale też bez przesady. Nie mam ochoty na wyjścia i tyle!

Starałam się. Nie wyszło! A jeszcze wcześniej se poryczałam, jadem poplułam, łosmarkałam się i jak już nastrój sobotni dzieciom i mężowi popsułam, wróciłam do pionu. Ale ja tak mam. To chyba stres przed wizytą teściów. Albo boję się, że się zarażę hipochondryzmem i zacznę sobie wmawiać jakoweś choroby? No nie wiem. Tak czy siak awanturka zawsze wisi w powietrzu....

1 komentarz:

  1. ależ mnie dużo w tej notce :))
    i nie tylko w notce, niestety :P

    OdpowiedzUsuń