piątek, 12 kwietnia 2013

katar zaatakował

Synowie roznieśli swój pokój po chałupie. Przejść się nie da. Zarządziłam sprzątanie w trybie natychmiastowym ( przed chwilą się kłócili, który zaczyna od biurka, a który od podłogi. muszę przyznać, że Miszelin cwaniak - Terrorist ogarnie podłogę, a on biurko, a potem to już zostanie tylko biurko Terrorista, więc młody miałby po sprzątaniu. nie przeszło. Terrorist użył siły głosu. chyba ogłuchłam ), a sama rozwaliłam się na kanapie z laptopem.

No co! Obiad im dałam? Dałam. Wcześniej babkę na śniadanie dałam? Dałam. A że nie zdrowo? Za to po amerykańsku. Raz kiedyś chyba nie zbrodnia. Dzięki temu babka uniknęła śmietnika, a moje lenistwo dalej mogło się panoszyć po salonie.

Nawet żurek wytargałam z zakamarków lodówki. Terrorist takich rarytasów nie ruszy, ale my z Miszelinem mieliśmy ucztę.... do chwili, kiedy coś mi przestało pasować w wyglądzie zupki. Węchu i smaku praktycznie nie mam. Miszelin nie narzekał, zachwycał się smakiem, a mi coś zielonkawego pływało. Pleśń? Chyba nas nie strułam? A może pomyliłam słoiki i najpierw zużyłam ten zamknięty na cztery spusty? A to oznaczałoby, że dzisiaj podgrzałam zawartość otwartego słoika, który stoi od świąt. Ślubny przyjdzie, oceni.

Terrorist pałaszował zawartość talerza jakby pierwszy raz w życiu jadł. I co on jadł!!!! Jajko sadzone. I twierdzi, że takie to on od zawsze lubi " takie z patelni mamuś jest pyszne, wiesz?". No nie wiem, bo nigdy nie jadł. Tzn odkąd skończył 1,5 roku i stał się mega niejadkiem.

I jeszcze kalafiora wpychał do paszczy.... no no no.... miło popatrzeć.

Ja w stanie agonalnym wydaję polecenia z kanapy. Od poniedziałku stopniowo, ale wyjątkowo wytrwale mój organizm poddaje się objawom przeziębienia. Najpierw był ból gardła i łamanie w gnatach, potem zanik głosu, dołączył do tego kaszel, w środę, jak Ślubny wrócił - czyżbym miała alergię na własnego męża? Byłoby ciut przerąbane. Bo co, tak z dnia na dzień mam się pozbyć alergenu? A jak nie chcę? Jakby nie patrzeć dobrze mi z tą moją trucizną!

Dzisiaj co prawda gardło specjalnie nie boli, ale zapchana jestem, nie mam węchu, smaku i jakbym bardziej głucha była. A do tego dzwoni Furia i oświadcza, że ma 38 st, że chora i w ogóle Obywatel jedzie do mnie z  torbą i książkami kiedyś tam pożyczonymi. Bo, że ona miejsca nie ma na te książki, bo rośliny nowe nabyła i już brakuje sufitów do umieszczania tychże badyli, a co dopiero komód, parapetów, podłóg, stołków....

Za karę spakowałam w siatę zaległe, świeżo przeczytane WO. Ja pozbędę się makulatury, a Furia niech się głowi, gdzie położyć te kilka numerów. Ale jak ją znam, to ona już ma połowę przeczytaną. To tylko ja kolekcjonuję kurz na ośmiu numerach TS, które czekają na swoją kolej.

Chwilowo kończę jedną z trzech książek, które nabyłam.

Oczy mi lecą. Głowa jakaś ciężka. Myślicie, że kawa pomoże? Czwarta już dzisiaj!

I czekam na Ślubnego. Obiecał, że posprząta z dziećmi a ja zalegnę w sypialni. Trzymam za słowo, bo siły mnie opuszczają. Terrorist coś jęczy, że tata obiecał, że pójdą do babci. Jeszcze lepiej! Tylko najpierw niech ogarną, bo ja nie dam rady.... Słaba jakaś ostatnio jestem. Częściowo przeziębienie robi swoje, resztą obwiniam kurację dermatologiczną. Spadek formy jednym z objawów niepożądanych ... buuuuu....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz