sobota, 13 kwietnia 2013

Miałam być na imprezce na ranczo, a siedzę w domu z gazetą i śpiącym Terroristem.


Latorośle miały spać u dziadków, a my na "kuzynowską" imprezkę. Zgodziłam się po dłuuuuuuuugim czasie. A wyszło jak zawsze.

Terrorist narzeka od kilku dni na ból głowy, a Miszelin smarka. Ja krtań i gardło zawalone, do tego katar. No miał dzieciak gdzie podłapać. I dzisiaj po południu dostał 38st. Ja z tych matek, co nie lubią dzieciaka zostawiać i robić komuś kłopot nieprzespaną nocą ( bo może się tak zdarzyć, choć na chwilę obecną nic tego nie zapowiada). Zresztą imprezka 25 km od domu, więc nie tak hop siup wrócić w przeciągu góra 10 min. No i wolę sama młodego doglądać.

Potem się też okazało, że Terrorist zadowolony z obrotu sprawy, bo zostanie z mamą sam. Miszelin miał obiecane spanie u babci i od rana się domagał pójścia. Na koniec chciałam zostawić go w domu, skoro sama zostaję. Rodzice Ślubnego mają jutro gości, chciałam zapewnić im odpoczynek. Ale Miszelin został odwieziony w deszczu dom dalej. Zachwycony i przeszczęśliwy, że może wyrwać się z domu ( od tygodnia siedzieliśmy w czterech ścianach ). I że spędzi noc u dziadków bez brata.

Pierworodny przeszczęśliwy po wyjściu Ślubnego. I niby nic szczególnego nie robiliśmy. Zjedliśmy płatki cynamonowe, pograliśmy w ptaszydła, pogadaliśmy, X-factor nam wysiadł, bo gdzieś musiała być ulewa, ale polsat działał, a tam bajko - film. Terrorist wsiąkł, a ja zanurzyłam się obok na kanapie z dzisiejszymi Wysokimi Obcasami. Szczęście w jego zmęczonych i gorączkowych oczu wypływało. Potrzebował takiego wieczoru ze mną.

Tylko jedno dziecko w domu. Niby co za różnica. A jednak. Taki luz psychiczny mam. Jakbym mniej pracy o połowę miała. A przecież, z reguły, w nocy śpią. Plus taki, że nie muszę Miszelina wysadzić. Reszta niby bez zmian... a jednak mam taki rozleniwiony luzik...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz