Najpierw zaczął smarkać i niewyraźnie wyglądać.
Przez cały dzień szukał dziury w całym, a brat wcale mu nie ułatwiał zadania. Szturchał, wyzywał, popychał.
Uryczany, zasmarkany, z czerwonym nochalem, przesuszoną skórą, łzawiącymi ślipiami Miszelin ledwo na bajce wysiedział. I padł.
Jak szłam go wysadzić, to się okazało, że minutę się spóźniłam. Ostatnio niestety często przesypia potrzeby pęcherza.
Kwadrans później wylazł z łóżka i się dziwił czemu nie śpię.
A na koniec zafundował mi późny wieczór zwierzeń. Sięgnął czasów z życia płodowego jak to fikał koziołki i mnie kopał ( ściemnia, że pamięta, nie ?), poprzez zabawy z psami rodzinnymi ( bał się ich i wył dość długo na ich widok ), szycie mojej głowy ( jak miałam lat trzy ), jego łuku brwiowego ( miał rok, pamięta?)... tyle tego było... zapomniałam co jeszcze wytargał na światło lampki nocnej.
Zakropiłam nos i mam nadzieję, że już zasnął.
Szkoda tylko, że już sił na czytanie niewiele zostało.
I jeszcze większa szkoda, że jutro instytucja ich nie ujrzy. Żmija będzie się użerała z potomstwem uwięzionym w domu.
I pomyśleć, że planowałam od poniedziałku labę. Pełen luzik. Czytanko i przepuszczanie czasu przez ptaszydła w mym smartfonie. Od środy chciałam wpaść do piwnicy i zrobić tam konkretny przesiew potrzebnych i niepotrzebnych gratów.
Z planów jak zwykle nic nie wyjdzie. Chyba się poryczę...
ekhm. w "mym smartfonie". mhm. uhm. tym samym, którym piznęłaś o ścianę almost?
OdpowiedzUsuńPRAWIE pizgnęłam :) a PRAWIE jak wiadomo robi ogromną różnicę :)
OdpowiedzUsuńI się nie czepiaj. wcale tego badziewia nie lubię i ja chyba nigdy nie przyzwyczaję się do nowoczesnych "udogodnień". najchętniej przeniosłabym się w czasy kamienia łupanego, tylko tam wanien z wrzątkiem do poleżenia nie było... i surowe mięcho łapami jedli - zginęłabym śmiercią głodową... i z brudu :)