czwartek, 13 czerwca 2013

cholery domowe

Przedłużyłam dzieckom weekend. A właściwie taki miałam plan .... do godziny 11.oo z minutami. Potem mi przeszło! I jutro w podskokach zaiwaniają do instytucji. Niech się inni użerają z tymi hienami.

No ja nie mam cierpliwości. Do tego świadomość, że za kilkanaście dni zostanę zamknięta z moimi synami na dwa miechy w domu... Niby fajnie, ale od czasu do czasu dzień wolny od dzieciarni by się przydał. A jeszcze lepiej praca. Wtedy jest przynajmniej konkretny powód i wytłumaczenie spędzania z dziećmi tylko kilku godzin dziennie. Wiem, wiem... wtedy będę chciała więcej. I będę na pracę psioczyła. I na szefa. I na współpracowników.

Ale chwilowo postanowiłam, że jeden dzień wolnego im starczy. W końcu był dzisiaj dzień śpiewania z rodzicem. Oni kurna nie wiedzą, co w tym przedszkolu czynią. Gdybym nie miała oporów przed publicznym występem ( po moim trupie! ), to i tak śpiew w moim przypadku powinien być zakazany. No zepsułabym imprezę. Dzieci z wrzaskiem by uciekły, a trauma zostałaby im na lata. Nauczycielki i pozostali rodzice, zostaliby pewnie do psycha odwiezieni. Mogą czuć się zaszczyceni - nie śpiewałam. A żeby mojemu Miszelinowi żal nie było ( on lubi śpiewać i tańczyć; ... cholera, on jest serio mój????? ), to zostawiłam ich w domciu.

I pretekst miałam dobry, żeby te cholery zostawić w domu. Wczoraj późno z urodzin kuzyna wróciliśmy. Naskakali się w piłkach, nalatali na drabinkach. A ja odkryłam super ofertę. Można dzieciaka zostawić na noc w tej pompolandii. Od 18.oo do 9.oo rano. Gdyby ta imprezka nie kosztowała 60 zł jednorazowo, słowo daję wykupiłabym cały karnet!

Podczas, gdy moje dzieci okładały się pięściami, wzmacniały struny głosowe rzucając wyzwiska sobie wzajemnie, uczyły różne zabawki latać udowadniając drugiemu, że się da, ćwiczyły pchając się i szturchając, chciały mnie wykończyć słowem, którego dzisiaj nie znoszę "mamooooooo", ja zrobiłam dla każdego z osobna obiad wedle zamówień, wyszorowałam taras i opanowałam klejące się podłogi, o praniach trzech nie wspomnę.

Długo mi to szło, ale od czasu do czasu musiałam ich rozdzielać, zjechać jak psa, wrzasnąć, by przywołać do porządku, tupnąć i zaszantażować.

I jestem tylko ciekawa czy jakaś burza będzie, czy tylko ot tak splątały się im zwoje mózgowe.

I żeby nie było. Byli na zakupach ze mną. Zaliczyliśmy plac zabaw na rowerach. I sami już jęczeli, że do domu, bo gorąco.

Aaaa
Mój Miszelin dumny i blady, bo sam poszedł dziś do sklepu ( sklep mam co prawda w tym samym budynku, co chatę, ale dla młodego był to wyczyn ). Ja wyniosłam śmieci i stałam na schodach, a on poleciał z pieniążkami do pani Irenki. Złośliwa małpa nie miała koncentratu :(((( Ale radość i duma drugorodnego BEZCENNE!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz