sobota, 8 czerwca 2013

Młody ma fumfelę...

Młodszy przygruchał sobie przyjaciółkę Temperaturę. Koleżanka towarzyszyła mu już w czwartek, jak odbierałam z przedszkola, ale ja niezbyt przewrażliwiona, zwaliłam jego zmęczenie i mętność oczu na ciężki dzień. W końcu szaleli w Pompolandii. I jeszcze, ja zła matka, wywaliłam dzieci na rowerki, na plac zabaw.

Wieczorem przyjaciółeczka się rozgościła, za to Miszelin strzelał fochy, marudził, buczał z byle powodu. A Temperatura podeszła sobie do 38, 5 po 2 min trzymania. Pewnie było więcej, ale Miszelin był niespokojny i w niezbyt pokojowym nastroju. Do tego strasznie się rzucał na mych kolanach.

Dzisiaj rano Temperatura dała czadu i już po 7.oo skoczyła do 38 st. Dałam nurofen i wygnałam towarzystwo do drewnianego domku w celu skoszenia trawiszcza, które pewnie już urosło po sam poślad. A tak na serio, to Ślubny wczoraj się na koszenie nastawił. A ja na spanie. I jako wyrodna matka wywaliłam chorego dzieciaka na świeże powietrze, atak komarów i dużą szansę spalenia na skwarkę.

Wrócili. Pożarli pizzę, którą wedle zamówienia ( zamówienie było kilka, może kilkanaście dni temu ) zrobiłam. Ja ubzdurałam sobie sprzątanie łazienki, a chłopaki pognali z łojcem swym grać w piłkę.

Wieczorem temperatury nie było. Ciekawe czy jutro coś jeszcze będzie się działo. I pomyśleć, że wczoraj przed południem, kiedy to Miszelin gorący jak kaloryfer raczył się obudzić.... nie poznał mnie. Ani naszej sypialni. I błędnie ogarniał pomieszczenie zamglonym wzrokiem. Białkiem też mi wywrócił.

Dziwne, że nie spanikowałam, ale chyba z tyłu głowy wychylają się insze problemy, które czasami spowalniają rozumowanie. A Młody po chwili się ogarnął i już wiedział, że to pomieszczenie, w którym leży rozwalony to "sypialnia mamusi" i że ta baba, co do niego gada, to mama. I zaczął się z bratem spierać, a chwile wcześniej podejrzanie na niego łypał spode powiek.

1 komentarz: