środa, 26 czerwca 2013

ja!!!! organizowałam balik w przedszkolu. JA!!!!! szok!

Ja, gadająca 24h/ dobę, z panicznym strachem publicznego przemówienia.

Ja, zazwyczaj chowająca się po kątach, żeby nikt nie zauważył. A bo jeszcze do rady rodziców przymusem zapiszą.

Ale jak usłyszałam, że tylko grupa mojego Terrorista nie będzie miała baliku pożegnalnego dzieci odchodzących do szkoły (Terrorist jest w grupie cztero, pięcio i sześciolatków), z dwoma jeszcze matkami kupiłyśmy balony, gwizdki z jakimiś lśniącymi wstążkami, czapeczki na gumce, takie wiecie, co na urodziny dzieciom się zakłada, ciastka, żelki, paluszki, krakersy.

Ustroiłyśmy salę balonami i serpentynami. Była dyskoteka. Przerwa na łakocie i znowu tańce i bieganina - zwłaszcza chłopcy.

Ja robiłam za paparata. Pot mi się po dupie lał, chyba bardziej niż paniom, które fikały z dzieciakami na "parkiecie". Po godzinie padałam na pysk. Cele przemieszczały mi się z prędkością światła. Celowałam w Jasia, a na zdjęciu uchwyciłam Natalię, która była kilka osób za Jasiem w tradycyjnym "Jedzie pociąg z daleka...". Po krzesełkach latałam, żeby lepsze ujęcie złapać. Kładłam się na podłodze, kucałam, wyginałam śmiało ciało...

Dzieciaki wspaniałe. Pięknie się bawiły. Mirek co chwila podchodził i się przytulał. Natala (największa brojara w grupie, taka herszt baba, gabaryty też konkretne) w tajemnicy powiedziała mi na ucho, że mnie kocha i bardzo dziękuje za cudneeeeeeeee przyjęcie. I tak mnie przytuliła, że prawie walnęłam tyłkiem o panele.

Julka spytała czemu robię zdjęcia. Jak usłyszała, że na pamiątkę, uśmiechnęła się tak szczerze, tak jak to tylko dzieci potrafią i powiedziała "to miło z pani strony".

Na zakończenie dzieciaki głośno i wyraźnie podziękowały za balik. Mieli frajdę. Szczęście biło z ich oczu.

Terrorist oczywiście najpierw dostał ode mnie opieprz, bo nie zrozumiał chyba wieczornej rozmowy, na temat zachowania jak ja będę. Bo ma smark ogromny defekt. Jak pojawiam się na horyzoncie, w niego wstępuje diabeł. Nie słucha pań, włazi na drabinki, tak jak mają zakazane ( ja pozwalam, ale też tłumaczę, że w przedszkolu to on wie, na ile pozwalają panie, które nie mają do pilnowania dwójki jak ja, ale trzydziestkę, i tam ma się stosować do zasad przedszkolnych, a na orliku to inna sprawa - tam jestem ja i mają przeogromną wolność, bo ja też tak miałam i na dobre mi to wyszło), pyskuje itp.

Tak więc zaraz na początku sprowadziłam syna do parteru, oznajmiając, że zepsuje dzieciom balik, bo w trybie natychmiastowym zaraz zabiorę go do domu. I paparata nie będzie! Się opamiętał.

Do czasu. Focha zapodał o balonik. Teraz i to natychmiast, on musi mieć ten zielony. No i ok, ale Michalina powiązała je nitką i za cholerę nie dało się tego rozwiązać. A ja nie byłam tam po to, by siedzieć nad zielonym KURNA balonikiem, bo Terrorist ma zryty beret po matce.

A po południu było oficjalne pożegnanie..... ale to w następnej notce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz