piątek, 4 października 2013

nauka

Nie ogarniam.
Normalnie nie spodziewałam się, że odrabianie lekcji z niespełna siedmiolatkiem to taki wyczyn. Patrzę w zeszyt. Cztery linijki literek do napisania. "Zajebiście! Piętnaście minut i gotowe, potem łączenia jakoweś w ćwiczeniach. Pikuś." Otóż kurwa nie pikuś!!!!
NIE PIKUŚ!!!
Te pieprzone cztery linijki bazgrał przez 1,5 godziny. PÓŁTOREJ!!!! GODZINY!!!
Jęczał, marudził, grochy leciały ze ślipiów ogromne. Wiercił się, rozglądał, dziury ołówkiem w gumce, zamiast pisać te litery cholerne.
Już przymykałam oko na koślawe kształty ( pani nie przymykała, widać mniej zmęczona). Zupełnie nie rozumiem jak on tą lewą ręką. Inaczej niż ja.
Więc żeby zrozumieć, biorę ołówek w lewą dłoń, otaczając jednocześnie tą małą łapkę. I bazgram okrutnie. Ale pojmuje technikę. Oswajam się. Nie czepiam, że nie tak, bo od drugiej strony będzie łatwiej. Bo nie będzie. Wystarczy, że przełożę ołówek w drugą rękę i zaczynam rozumieć.

Terrorist niechętnie pisze. Czytania unika jak ognia. Nie potrafi skubany łączyć. I się zniechęca. I ryczy.

Za to Dida smaruje literki bardzo chętnie. Nie potrafi sam napisać. Ciężką ma rękę do pisania, ale zapas chęci i zapał robi swoje. I oderwać go od książeczek z literkami nie mogę. Po śladzie całe strony przekopiowuje.




3 komentarze:

  1. Łączę się w bólu... tzn. bardzo dobrze pamiętam ten "magiczny czas" ślęczenia nad literkami. Dziś już mogę się pomądrzyć, bo mam trzecioklasistkę w domu, ale wrzesień jest zawsze ciężki, bo przez wakacje Grzdylka zapomina nawet jak się podpisać

    OdpowiedzUsuń
  2. współczuję.. dlatego nie dałam Jakuba jako 6 latka do 1 klasy

    OdpowiedzUsuń
  3. mój Katek w grudniu kończy siedem. musiał iść :(

    OdpowiedzUsuń