piątek, 11 października 2013

z wczoraj

Siedzą te moje bąble w wannie. Wchodzę i od razu dostaję jakby w pysk.

" Mamusia a wiesz, że moim ulubionym ( już nie "ubielonym") przedmiotem jest religia". Bożesz ty mój i wszyscy święci!

" Religia? A dlaczego?"

"Bo śpiewamy i się modlimy."

"A ty znasz te modlitwy?"

"No już niektóre tak. A wiesz, że pani mówiła, że ludzie modlą się za umarłych... eeee... no wiesz, za tych co na chmurkę poszli (to moja wersja). "

"Uhm". Póki mnie w to nie miesza, to przeżyję.

"I wiesz, poprosiłem panią i za tatusia się modliliśmy".

Kurwa, że co? Ojciec mych dzieci jeno w delegacji tygodniowej. Nic mi nie wiadomo, że wałęsa się po chmurkach z jakimiś lafiryndami.

Szczena zresztą musiała mi solidnie opaść, bo Dida spytał zaniepokojony "Mamusia, a czemu masz taką dziwną minę?"

Doszłam do siebie i drążę " A czemu za tatusia? Przecież tata nie jest na chmurce."

"No wiem, ale pani mówiła, że za chorych też ludzie się modlą" 

Matko jedyna! - sobie myślę. To, że mój mąż, a ojciec tych szkrabów, z głową ma od zawsze, klepki się poodrywały, albo nigdy ich tam nie było, wiem ja. Ale oni???? No skąd!!! Przecież ich nie oświecałam. Sami dojdą, że starych mają powalonych :)

"Katek, ale tata  nie jest chory."

"Jest! " ( niemożliwe, żeby w tym wieku się kapnął, że ojciec szwankuje na umyśle! no niemożliwe! Aż tak jęteligentny to nie jest.! "I poprosiłem panią, żebyśmy się za tatusia pomodlili. Bo przecież ma chore kolano i idzie na operację".

Odetchnęłam! O kolano chodziło, a nie o zryty beret z rozumowaniem szesnastolatka. Już mi lepiej.

Tylko czemu religia musi być ulubionym przedmiotem? A matma? Przyroda? No proszę...

Jeszcze mi księdzem zostanie ( NOSZ JA PIERDOLĘ!!! KIEDYŚ WRÓŻKA MI POWIEDZIAŁA, ŻE BĘDĘ MIAŁA DWÓCH SYNÓW, DWA LATA RÓŻNICY. i PIERWSZY BĘDZIE KSIĘDZEM. Ale mówiła też, że będę miała córkę. Co prawda jeszcze mam 2 lata chyba na nią, ale córki to na bank nie będzie! To i może z księdza nici!) i za tych kilkanaście lat będę się głowić i stresować, że go jakiś dzieciak z rozbitej rodziny na złą drogę sprowadzi. Podobno same dzieci sobie winne i przez ich wieczną potrzebę miłości, sprowadzają tych w kieckach na złą drogę.

Świat się kończy. Mój syn zafascynowany religią. A do tego chłopa mi na chmurkę wysyła...


10 komentarzy:

  1. nawet nie wiesz jak mój mąż byłby dumny z takiego syna :) :) :) a u nas odwrotnie... całkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na szczęście nie ciąga mnie do kościoła, bo bym nie zniosła. raz byłam... na święceniu tornistra. tak się wynudzili, że jak słyszą kościół, to protestują jak banda ministrantów :)

      Usuń
  2. hahahahhahaha!! "jęteligentny", buheheheh.

    a wiesz, że mi ukradłaś notkę, nie?
    foch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kazałaś napisać, to napisałam :) zresztą mój syn :))))))

      Usuń
    2. Twój,mój...co za różnica??!!

      Usuń
    3. w sumie żadna :) jak mnie mój kiedyś wnerwi, to się spodziewaj wprowadzki naszej trójeczki :)

      Usuń
  3. Podrośnie to mu fascynacja minie, hehe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciesz się, że cokolwiek w tej szkole lubi. Znaczy się lekcje jakieś, bo moja Grzdylka na pytanie co w szkole lubi najbardziej odpowiada: "przerwy!". A jak się dowiedziała, że z powodu święta nauczycielskiego w poniedziałek ma wolne to mało co się nie posikała z radości. Religijne modlitwy zaś mam w małym paluszku, bo w ubiegłym roku komunia i zaliczanie tegoż w ilościach hurtowych miałyśmy. Wszyściusieńko włącznie z różańcem, drogą krzyżową, uczynkami miłosiernymi, akty, wyznania... dżizas! Do dziś mnie ciary przechodzą jak wspominam!

    OdpowiedzUsuń