Siedzą te moje bąble w wannie. Wchodzę i od razu dostaję jakby w pysk.
" Mamusia a wiesz, że moim ulubionym ( już nie "ubielonym") przedmiotem jest religia". Bożesz ty mój i wszyscy święci!
" Religia? A dlaczego?"
"Bo śpiewamy i się modlimy."
"A ty znasz te modlitwy?"
"No już niektóre tak. A wiesz, że pani mówiła, że ludzie modlą się za umarłych... eeee... no wiesz, za tych co na chmurkę poszli (to moja wersja). "
"Uhm". Póki mnie w to nie miesza, to przeżyję.
"I wiesz, poprosiłem panią i za tatusia się modliliśmy".
Kurwa, że co? Ojciec mych dzieci jeno w delegacji tygodniowej. Nic mi nie wiadomo, że wałęsa się po chmurkach z jakimiś lafiryndami.
Szczena zresztą musiała mi solidnie opaść, bo Dida spytał zaniepokojony "Mamusia, a czemu masz taką dziwną minę?"
Doszłam do siebie i drążę " A czemu za tatusia? Przecież tata nie jest na chmurce."
"No wiem, ale pani mówiła, że za chorych też ludzie się modlą"
Matko jedyna! - sobie myślę. To, że mój mąż, a ojciec tych szkrabów, z głową ma od zawsze, klepki się poodrywały, albo nigdy ich tam nie było, wiem ja. Ale oni???? No skąd!!! Przecież ich nie oświecałam. Sami dojdą, że starych mają powalonych :)
"Katek, ale tata nie jest chory."
"Jest! " ( niemożliwe, żeby w tym wieku się kapnął, że ojciec szwankuje na umyśle! no niemożliwe! Aż tak jęteligentny to nie jest.! "I poprosiłem panią, żebyśmy się za tatusia pomodlili. Bo przecież ma chore kolano i idzie na operację".
Odetchnęłam! O kolano chodziło, a nie o zryty beret z rozumowaniem szesnastolatka. Już mi lepiej.
Tylko czemu religia musi być ulubionym przedmiotem? A matma? Przyroda? No proszę...
Jeszcze mi księdzem zostanie ( NOSZ JA PIERDOLĘ!!! KIEDYŚ WRÓŻKA MI POWIEDZIAŁA, ŻE BĘDĘ MIAŁA DWÓCH SYNÓW, DWA LATA RÓŻNICY. i PIERWSZY BĘDZIE KSIĘDZEM. Ale mówiła też, że będę miała córkę. Co prawda jeszcze mam 2 lata chyba na nią, ale córki to na bank nie będzie! To i może z księdza nici!) i za tych kilkanaście lat będę się głowić i stresować, że go jakiś dzieciak z rozbitej rodziny na złą drogę sprowadzi. Podobno same dzieci sobie winne i przez ich wieczną potrzebę miłości, sprowadzają tych w kieckach na złą drogę.
Świat się kończy. Mój syn zafascynowany religią. A do tego chłopa mi na chmurkę wysyła...
nawet nie wiesz jak mój mąż byłby dumny z takiego syna :) :) :) a u nas odwrotnie... całkiem ;)
OdpowiedzUsuńna szczęście nie ciąga mnie do kościoła, bo bym nie zniosła. raz byłam... na święceniu tornistra. tak się wynudzili, że jak słyszą kościół, to protestują jak banda ministrantów :)
Usuńhahahahhahaha!! "jęteligentny", buheheheh.
OdpowiedzUsuńa wiesz, że mi ukradłaś notkę, nie?
foch.
kazałaś napisać, to napisałam :) zresztą mój syn :))))))
UsuńTwój,mój...co za różnica??!!
Usuńw sumie żadna :) jak mnie mój kiedyś wnerwi, to się spodziewaj wprowadzki naszej trójeczki :)
UsuńPodrośnie to mu fascynacja minie, hehe.
OdpowiedzUsuńi tego się trzymam:)
UsuńCiesz się, że cokolwiek w tej szkole lubi. Znaczy się lekcje jakieś, bo moja Grzdylka na pytanie co w szkole lubi najbardziej odpowiada: "przerwy!". A jak się dowiedziała, że z powodu święta nauczycielskiego w poniedziałek ma wolne to mało co się nie posikała z radości. Religijne modlitwy zaś mam w małym paluszku, bo w ubiegłym roku komunia i zaliczanie tegoż w ilościach hurtowych miałyśmy. Wszyściusieńko włącznie z różańcem, drogą krzyżową, uczynkami miłosiernymi, akty, wyznania... dżizas! Do dziś mnie ciary przechodzą jak wspominam!
OdpowiedzUsuńnie strasz!!!! k....a ja tego nie zniese :)
Usuń