wtorek, 10 grudnia 2013

Zaczęłam układać życie po swojemu. Wreszcie! Odcinam się od toksyn, które zżerały mnie od środka.

Może niektóre działania, z których dumna nie jestem, były potrzebne, żeby być tu i teraz. Nie wiem jak długo będzie dobra passa trwać. Nie wiem jak długo stan takowy wytrzyma Ślubny. Chwilowo dobrze mu idzie. Do tego wspiera bardziej niż mogłam sobie w swych wyobrażeniach wymyślić.

Od wczoraj jestem zatrudniona w korporacji. Pół dnia spędziłam w innym Mieście na badaniach. Zatrudnia mnie inna firma, w innej pracuję. Potem urząd pracy i reszta dnia dla dzieci. No.... w urzędzie pracy tak mi zeszło, jakby kto pytał.

Dla odmiany dzisiaj na 9.oo. Całkiem przyjemnie byłam zestresowana. Rzyg na końcu gardła, jelita przeczyszczone, na jedzenie patrzeć nie mogłam do godzin popołudniowych.

Nie było tak źle. Chwilowo czekam na swego kompa, zerkając koleżance przez ramię i kodując, co z czym się je. I jeszcze jakoweś dziwaczne druczki wypełniałam.

Może być fajnie, ale strasznie dużo szczegółów do zakodowania.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz