środa, 19 lutego 2014

Dzisiaj miałam kiepski dzień. 

Nie dość, że spałam na stojąco, to jeszcze same gówna zaczęły wypływać.

Najpierw się okazało, że cysterna nie podjechała na załadunek. I jakby nie patrzeć, towar na czas nie dojedzie do klienta. Cały dzień przepychanek, a na koniec i tak wyszło, że dojedzie z opóźnieniem.

Tłumaczenie Tekli, że będzie opóźnienie . O dziwo milczała dzisiaj. Jutro pewnie zacznie się atak in English.

Mój ulubiony spedytor nawalił. Bardzo.

Potem Ulubieniec jednak podpieprzył mi towar.

A potem trzeba było jeszcze wcisnąć w grafik dziesięć ton. I się dało, ale łatwo nie było.

A na sam koniec zaczęłam się obawiać czy mój kierowca oby bez papierów jakimś cudem nie opuścił zakładu.

Przed osiemnastą byłam w domu.

1 komentarz: