poniedziałek, 10 marca 2014

.... i koniec kropka pl....*


Długo przewijał się ni to katar ni nie wiadomo co u Dejwa.  I wyszło szydło z wora.

Od piątku dzieciak nie swój.

Od wczoraj nie możemy zbić temperatury. Co zejdzie, to zaraz podbija do 39+.

Jak katar, to i kaszel. Zwłaszcza w godzinach nocnych lubi się pojawić. Bo spływają gluty do gardła. I latam tak w nocy i myję rzygi z podłogi. Dobrze, że ktoś dba o moją kondycję fizyczną. W dzień jakoś nie mam czasu na uprawianie sportu.

Młody ogląda bajki między 1.oo a 2.3o. Ni jak nie kuma, że noc. Czego się dziwić, z taką temperaturą, też zwisałoby mi czy dzień czy noc, a bajka tudzież odmóżdżający film byłby jak najbardziej pożądany.

Potem wszystko wyłącza i przychodzi mnie poinformować, że idzie spać. I tego nie kumam ja. Po jaką cholerę mi ta informacja w środku nocy! Idzie to idzie, a jak jeszcze pamięta o zaliczeniu toalety, to zajebiście, ale po jaki czort się tym chwalić? Jakby rano nie mógł mnie oświecić jakim cudem w łóżku się znalazł. ( No może by mógł, ale rano twierdzi, że po nocy nie łaził. Cóż, pewnie mi się śniło, tylko czemu tak ziewam?)

Młody jest całkiem bezobsługowy, póki temperatura go nie dopadnie. Wtedy leży na kanapie z pilotem w łapie i dyryguje : Bantek, nie skacz mi tutaj. Idź posprzątaj pokój. Mamo pić! Mamo nosek! Mama zimno. Mama za ciepło. Piććććććć!!!

Wysiadam. Wrócę jak mu przejdzie!

Zastrzyk już przyjechał z lekarzem. Lekarz wróci w okolicach wieczornych, żeby lek umieścić w dupsku Młodszego. I jeszcze przywiezie receptę.... na środek odkażający....



* często używany tekst Młodszego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz