wtorek, 25 marca 2014

Nasze spa opuściliśmy dzisiaj po południu. W prezencie dostaliśmy receptę na antybiotyk. Starszy ma siedzieć do przyszłej środy w domu.

Ja mam zwolnienie do końca tygodnia, czyli do 28 marca. W niedzielę, zamiast spać do własnego łóżka ( Ślubny mimo rozwlekłego zapalenia oka i ucha dzielnie mnie zmieniał na kilka godzin w weekend ), powędrowałam prosto do lekarza. Cała byłam w wysypce. Lekarka w szpitalu zignorowała. Zresztą dzień wcześniej postawiła diagnozę z odległości dwóch metrów Ale z tego co pamiętam ( w przychodni się czasem widywałyśmy ), to syn ma takie suche policzki. To od tego.

Pewnie, kurwa, na plecach i brzuchu też pewnie dostał od suchych policzków. A w niedzielę, te suche policzki spowodowały wysypkę na moich pośladach, udach, brzuchu, nogach....

Grunt, to trafić na weekend do szpitala! Żadnej diagnozy. Na rentgen płuc zrobiony w sobotę, trzeba czekać do poniedziałku, bo lekarz dyżurujący nie potrafi odczytać zdjęcia.

Gdyby, to były płuca, w poniedziałek zjebałabym pół oddziału. Ślubny zrobiłby raban na pół wiochy. Szczęście, że temperatura w niedzielę zaczęła robić dłuższe przerwy ( a nie co 2h dylemat jaki lek podać, by nie przedawkować ). I już wiedziałam, że idzie ku lepszemu i to nie płuca. I ta wysypka, typowo wirusowa. A nie, przepraszam. Od POLICZKÓW. SUCHYCH w dodatku!

W życiu na weekend do szpitala!!!
Tylko pielęgniarki odwalały kawał dobrej roboty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz