niedziela, 6 kwietnia 2014

Siedzę bezmózgo na kanapie. Wierzcie, niewielki dla mnie wyczyn.
Siedzę w wylizanym mieszkaniu.
Z wyprasowaną stertą ciuchów.
Z bólem pleców.
Z bólem karku.
Jutro każdy mięsień zapewne będę czuła.
Odkąd mam pracę, nic tylko siedzę. Od rana do późnych godzin na swym wygodnym, biurowym fotelu. Niebieskim. Nice.
Wniosę siaty z zakupami i ruszyć się nie mogę. Tak się oberwało pseudo mięśniom brzucha.
I pomyśleć, że jeszcze rok temu wydawało mi się, że jestem zapuszczoną matką, siedzącą w domu, bez ( wydawało by się ) ruchu. A jednak jak poszłam na siłkę i starałam się zmęczyć i katowałam się przez cztery godziny, jakoś mięśnie mnie nie bolały. Nic a nic.
Dzisiaj nie podniosłabym coraz większych czterech liter w łóżka. Gdybym sobie taki niezbyt męczący trening zafundowała. Jeśli w ogóle dałabym radę fikać choć pół godziny.
Ale mamy ze Ślubnym biegać. Boję się o jego kolano, ale się uparł. Ciekawe po ilu metrach zaryję w runo leśne pyskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz