czwartek, 22 stycznia 2015

Bartek opanował w dniu dzisiejszym wiązanie sznurowadeł.
A jaka radość była.
Pół ulicy chyba słyszało jak mu wyszło.

Dawid cały dzień udawał, że się dobrze czuje, by iść na występ dla Babć i Dziadków do przedszkola.
Udawałam, że nie widzę. Nafaszerowałam nurofenem i wpakowałam Babci do auta.
Potem podesłałam jeszcze starszego ( ale już na obiad do domu - cóż miałam spokojne sumienie po tym jak w domu poprzemieszczał poszczególne składniki z jednego miejsca talerza na drugi) i tym sposobem przeczytałam 60 stron biografii Heleny Rubinstein.

Po powrocie Dawid był obrazem nędzy i rozpaczy: blady, przekrwione oczy, chorobliwie czerwone policzki. A po kąpieli jeszcze rozwolnienie walnął!
Nafaszerowałam towarzystwo syropkami i zapakowałam do łóżek.

Bartek dla odmiany dorobił się pręgi, krwistej pręgi na plecach. Pręga jakieś dziesięć centymetrów. I wszystko to przez wystający kran nad wanną. No bo któż montuje kran nad wanną?! Zaraz Ślubny rozwali ścianę i usunie tak agresywną rzecz.
Musi boleć, musi szczypać. Nie dał sobie pomóc.
Cały Pierworodny.
Nawet nie powiedział, tylko poleciał do pokoju i stękał w kącie.

A ja nadal chęci nie mam, ale zaczynam czuć mięśnie i to zaczyna mi się podobać. Mój wewnętrzny pałer się budzi. Czekaj Loff. Ty jeszcze moje poślady oblukasz fotostrzałem... buhahahaha.

Boli mnie głowa. 70 przysiadów zaszkodziło. No bo co? Jakbym siedziała, a jeszcze lepiej leżała na kanapie, to przecie by nie bolała!

Tacie sprzedaliśmy przeziębienie, po weekendowych 84 urodzinach.  Licho z chłopem. Oj licho!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz