czwartek, 12 lutego 2015

Zrobiłam dzisiaj pączki. Przepis błyskawiczny dostałam od maj Loff.
Loff wyszły.
A ja pierwszą partię spaliłam z wierzchu, a w środku wsjo pływało.

Pizgłam spaleńce do śmieci. I postanowiłam kupić.

Coś mnie podkusiło, żeby z pozostałej resztki ciasta jednak spróbować.
I wyszły. Ale 14 małych kuleczek. Bo ja małe robiłam. Bez wkładu, bo Bartek i tak nie je. Co gorsza jak na samym początku natknie się na nadzienie, to już po jedzeniu.

I Pierworodne dziecię chwyciło jedną kulkę. Pochłonęło. Drugą... też pochłonęło.
Wyciągnęłam go po Dawida do przedszkola z zamiarem dokupienia jeszcze 3 dużych sztuk.
I odciągnąć od mini pączusiów musiałam delikwenta.

W sklepie moje dziecię oznajmiło " nie ma tutaj tak pysznych pączków jak twoje. zrobiszzzz..." , tutaj zatrzepotał tymi swymi dłuuuugimi rzęsami, zrobił oczy kota ze Shreka... rozpłynęłam się w błękicie tych ślipiów.

I zrobiłam nową partię :)

Masterszef jest mój :P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz