wtorek, 14 kwietnia 2015

Didzie wyszła spora kurzajka na dużym paluszku u nogi. W pierwszej chwili myślałam, że to taki wielki pęcherz. Ale nie. Kurzajka! Czegóż to cholerstwo przypałętało się na tą małą stopę??? Nie wiem. Ale zadziałałam.
Kazałam Ślubnemu nabyć preparat na kurzajki. Zdziwiłam się, że oba me dziecięta podają mi jakąś nazwę i wyjaśniają, że smaruje się to takim pędzelkiem. ( Tak na marginesie ile reklam leci w przeciągu ok godziny dziennie, ile to łącznie dzieciaki moje siedzą przy pudle? Jeśli w ogóle siedzą tyle!)
Ślubny przytargał jednak inny specyfik.
Cóż, zamroziłam dziecku cholerstwo. Podobno odpadnie. Czekamy.
Jak nie odpadnie trzeba będzie powtórzyć za dwa tygodnie. Czuję, że będzie powtórka, bo spory przypadek :(
Na szczęście nie boli.
I jak na faceta, małego bo małego, ale faceta przystało, mam w domu inwalidę :). Skarpetki teraz przeszkadzają, trzeba kuśtykać, bo po co normalnie iść ( kurzajka nie zmalała, ani nie powiększyła się po zabiegu. zbielała tylko. i nie boli. chwilę szczypało ), trzeba jęczeć co dwa kroki i użalać się nad swym przechlapanym życiem.
Będę musiała delikwenta jutro też zostawić w domu ( dzisiaj został, bo Bartek też został ).
Jeden inwalida kurzajkowy, a drugi ma sraczkę ( i nic poza tym ).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz