Truskawki dorwałam po pięć złotych. Zrobiłam dziesięć słoiczków dżemu.
Pierwszy raz!
Z rozpędu garneczek małosolnych też zmajstrowałam.
Taki gliniany. Jutro będą idealne! Zresztą już podjadam :)
Aaaaaaa.....
I jeszcze koktajl z pietruszki i kiwi i soku pomarańczowego sobie przygotowałam.
Bo puchnę.
A właśnie, wczoraj po wyjściu od lekarza, po usłyszeniu tego co przewidziałam w domu, psycha mi siadła. Lekarz rodzinny, przyjaciel teściów, nawet nie spojrzał na żyły wystające mi na rękach i nogach, tylko wszystko na tarczycę zwalił. A te żyły bolą!
No ok. Tarczyca nawala ostatnio konkretnie. Jak w październiku wpadłam pierwszy raz w życiu w nadczynność z kołataniem serca i momentami powera jak przy adhd, tak do teraz huśtawka trwa. Raz tyję i chodzę nieprzytomna, odliczając czas od soboty do soboty, kiedy to śpię do południa. Po kilku tygodniach na zmniejszonej dawce tarczyca rozkręciła się ( a ponoć już nie działała, bo mój zachłanny organizm ją zeżarł ) i znowu kołatanie, chudnięcie.
Jak waga co półtora miesiąca skacze raz 6-8 kg w dół, by za chwilę iść o tyle samo w górę, nie ma się co dziwić, że organizm zgłupiał.
Wczoraj ryczałam, dzisiaj wzięłam się za zaprawy. Od razu mi lepiej!
Kochana nie daj się tarczycy! Znam ten ból, tylko, że ja puchnę i puchnę i puchnę :)
OdpowiedzUsuń