czwartek, 28 maja 2015

Truskawki dorwałam po pięć złotych. Zrobiłam dziesięć słoiczków dżemu.
Pierwszy raz!

Z rozpędu garneczek małosolnych też zmajstrowałam.
Taki gliniany. Jutro będą idealne! Zresztą już podjadam :)

Aaaaaaa.....

I jeszcze koktajl z pietruszki i kiwi i soku pomarańczowego sobie przygotowałam.
Bo puchnę.

A właśnie, wczoraj po wyjściu od lekarza, po usłyszeniu tego co przewidziałam w domu, psycha mi siadła. Lekarz rodzinny, przyjaciel teściów, nawet nie spojrzał na żyły wystające mi na rękach i nogach, tylko wszystko na tarczycę zwalił. A te żyły bolą!
No ok. Tarczyca nawala ostatnio konkretnie. Jak w październiku wpadłam pierwszy raz w życiu w nadczynność z kołataniem serca i momentami powera jak przy adhd, tak do teraz huśtawka trwa. Raz tyję i chodzę nieprzytomna, odliczając czas od soboty do soboty, kiedy to śpię do południa. Po kilku tygodniach na zmniejszonej dawce tarczyca rozkręciła się ( a ponoć już nie działała, bo mój zachłanny organizm ją zeżarł ) i znowu kołatanie, chudnięcie.
Jak waga co półtora miesiąca skacze raz 6-8 kg w dół, by za chwilę iść o tyle samo w górę, nie ma się co dziwić, że organizm zgłupiał.

Wczoraj ryczałam, dzisiaj wzięłam się za zaprawy. Od razu mi lepiej!

1 komentarz:

  1. Kochana nie daj się tarczycy! Znam ten ból, tylko, że ja puchnę i puchnę i puchnę :)

    OdpowiedzUsuń