środa, 30 września 2015

Co mi przyszło na stare lata!

Ale polazłam w krzaki. Z workiem z w-fem Didy. Bo zapomniał.

Dziwnie pod szkołą w czasie przerw. Jedną ławkę okupował dziadek z laseczką i obserwował wylewające się z murów szkolnych z dzikim wrzaskiem dziatki klas jeden-trzy.
Ominęłam potencjalnego pedofila i usiadłam ławkę dalej. Wydawało mi się, że obrałam dobry punkt obserwacyjny. Dziadek siedział na przeciw bramy. Mnie chroniły krzaki, a między nimi ogromna luka.

Luka może i ogromna, ale wzrok nie ten. Nawet okulary nie pomagały.

Wstałam i przemknęłam w stronę furtki. A tam! Stoi taki podejrzany z wąsem. I obserwuje te małolaty! Chryste! Ciut dalej od wąsatego jeszcze kilku takich obserwatorów. Ja wiem, że po dzieci przyszli. I czekają. Ale wygląda to jak wygląda.

W pozycji wpół zgiętej starałam się zlać z krzakiem. Ja to musiałam dopiero wyglądać!

I sterczę z gałęzią między okularami. O tej między nogami nawet nie wspominam.

Obserwuję. Dzieciorów pełno, ale moich ni wida ni słycha.

Ślepa jestem, oczy mi łzawią. Kuźwa! Wyplątałam się z krzaczora i zwiewnym chodem przemieszczałam na otwartej przestrzeni boiska. Nadal dzieci swych nie widząc! Póki Dawid nie odbił mi się od brzucha. A za nim wpadła na mnie Julka. Przedszkolna i obecna miłość. Obopólna.
- Mama, co ty tutaj tak chodzisz? - przecie nie powiem, że obserwuję tych małych dupków ( jeszcze ich nie wypatrzyłam. cóż swoich nawet bym nie dojrzała w tej zgrai.), którzy to od dobrych dwóch tygodni dokuczają Młodszemu. A młodego broni Bartek. Panie od tygodnia nie rozwiązały problemu. Młodzi mają zielone światło. To oznacza, że mogą działać na własną rękę. Skoro szkoła nie działa, ja nie pozwolę, żeby mi dzieciaka prześladowali. Ale na własne oczy chciałam zobaczyć, jak to wygląda.
- Przyniosłam ci worek ze strojem. Zapomniałeś.
- No tak. - i poleciał z Julką.

Ja krążę dalej, ukrywając się przed nauczycielkami. Zwłaszcza, że dojrzałam panią Magdę, wychowawczynię Bartka. No ostatnio nie pałam miłością. Alergię mam. I dziwnie mnie ręce pieką na widok szeroko uśmiechniętej fałszywej blondynki.

Długo nie czekałam pojawił się oprawca, machał coś łapami ( taki zgiełk na tym boisku, że ja nic nie usłyszałam, ale mój Bartek już owszem. a byliśmy w równej odległości od smarkacza. tylko syn mnie nie widział.) i mój Bartas wystartował. A ja głupia się wydarłam: Bartek!!!
A mogłam poczekać. Może by mu przypie....walnął i byłoby po problemie?

Tak czy siak gówniarz nie robił sobie nic z mojej obecności. Drugi, wskazany przez me dzieci, też niezbyt czuł respekt przed osobą dorosłą. ( No jak byłam w drugiej klasie i pojawiał się rodzic z uwagami, to chociaż udawałam, że mi głupio. A często było mi głupio.) A ci nic. Głupie uśmiechy. Bezczelne odpowiedzi.

Zapowiedziałam, że wezwę rodziców jak się powtórzy sytuacja. A jak to nie pomoże, to nie będę już miła.

Ledwo odeszłam, gówniarze zaczęli swoje przepychanki. Bartek mi zrelacjonował, że jak zobaczył, że Dawidowi dokuczają, podbiegł, zlustrował czy kamera go nie obejmuje i pani nie ma w pobliżu ( spryt po matce!) i chwycił za kark i do ziemi prawie przycisnął.

A potem opowiadał pod klasą Oskiemu. Podsłuchała Marcela, że Bartka brata ktoś zaczepia i Bartek go broni i doniosła pani Magdzie ( siet!- pomyślałam w pierwszej chwili. ta z pewnością znowu doczepiła się do Bartka i nie wysłuchała, tylko winę na niego zwaliła). Ale o dziwo nie. Porozmawiała z Bartkiem i poszła z nim do wychowawczyni prześladowców. Podobno są wezwani rodzice tych drugoklasistów.

I po co ja w te krzaki lazłam?! Dzieciarnia sama sobie poradziła.

Zostało mi czekać co z tego wyniknie. Bo że tego nie zostawię to oczywiste!

 

1 komentarz: