Pewien etap już przeminął. Nieodwracalnie.
Moi synowie już nie są dziećmi. Mam w domu chłopców.
Tacy jacyś dorośli się wydają. Nawet u Dawida zanikły dziecięce krągłości. Wylaszczył się. Nawet bardzo.
Żal mi tego czasu.
Na szczęście jest Leo. Prawie miesięczny synek szwagra. Przy nim nasycam się niemowlakiem. Małymi rączkami, stópkami.... A potem wracam do domu i mam przespaną noc. Ten jeden raz kiedy wstaję do Dawida, to już pikuś przy tym jak byli maleńcy.
Dzisiaj przyszedł też na świat synek dziewczyny Dawida. Czyli zostałam babcią :))) Buhahhaha.
Cóż! Młody zakochał się w dwudziestoletniej siostrze mojej koleżanki z eks pracy. I od przeszło pół roku nie zachwycił się żadną inną dziewczyną. I nawet nie przeszkadza mu, że Ksana ma chłopaka, ojca swego dziecka. Obserwuję Młodego i jego zaangażowanie. Ciekawe kiedy mu przejdzie. Chwilowo planuje studia w Mieście. Tam teraz mieszka jego miłość :)
Chłonę tych moich synów. Zaciągam się ich zapachem. Młodością i zapałem w jaki odkrywają świat.
Mam w sobie spokój. Obserwuję. Analizuję. Wyciągam wnioski. Wrzuciłam na luz.
Piekę ciastka. I bułki.
Czas tak niemiłosiernie zapierdala, a ja łapię te małe chwile.
Nie planuję. Mam tu i teraz. Jest zajebiście!
Lubię jak piszesz o swoich synach, domu, pieczeniu. To takie ciepłe.
OdpowiedzUsuńzwłaszcza, że większość czasu narzekam :)
Usuń